Monthly Archives

sierpień 2020

Wyróżnione
w Kronika

Szkoła tętniąca pracą (1969–1976)Wyróżnione

Wypis z kroniki szkoły: „23 czerwca 1969 r. odszedł na emeryturę Witold Krzyworączka – długoletni dyrektor liceum, wytrawny nauczyciel chemii, organizator i budowniczy szkolnictwa średniego w naszym powiecie, wielki przyjaciel młodzieży i opiekun nauczycieli, z którymi pracował”. Nowym dyrektorem został Antoni Kaczmarek, dotychczasowy wicedyrektor od 1951 roku, pełniący również obowiązki dyrektora w roku szkolnym 1968/69, podczas urlopu zdrowotnego Witolda Krzyworączki. Doświadczony organizator i utalentowany pedagog całkowicie poświęcił swój czas
i energię dla dobra liceum. Zastępcą dyrektora został mianowany Adam Najsarek – młody, energiczny, lubiany przez młodzież polonista, świetny erudyta w dziedzinie nauk humanistycznych, utalentowany dydaktyk
i pedagog. Szkoła kierowana przez taką dyrekcję rozwinęła żagle.

Grono pedagogiczne w 1970 r.

Różnorodność form kształcenia

Lata 70. Zielonego Liceum to czas kształcenia ludzi w różnym wieku. Rano uczyły się dzieci i młodzież, po południu prężnie pracowało liceum dla pracujących z klasami równoległymi, dość licznymi. W sobotnie popołudnia i niedzielne przedpołudnia zdobywali średnie wykształcenie milicjanci i ich rodziny – uczniowie Średniego Studium Społeczno-Prawnego. Prowadzone były również konsultacje przygotowujące do matury słuchaczy Technikum Rolniczego w Wołowie. Wielu pracujących w tym czasie nauczycieli miało dla siebie i rodziny wolne popołudnie tylko w środę i niedzielę.

A wymagania były duże. Młodzież masowo chciała podjąć studia – trzeba ją było do tego przygotować. Dorośli, którym młodość zabrała wojna, bardzo ambitnie uzupełniali wiedzę, zdawali matury, podejmowali studia zaoczne, potrzebne przy zajmowanych stanowiskach. Bardzo ciepło zapisało się we wspomnieniach nauczycieli Studium Społeczno-Prawne. Jego słuchacze – milicjanci – przychodzili na zajęcia nawet w czasie służby (czasem na lekcji odzywała się krótkofalówka), 20 pisali prace zaliczeniowe, zdawali egzaminy po każdym semestrze ze wszystkich przedmiotów. Uczyli się bardzo pilnie, mówiąc, że w ich wieku (wielu było dość dojrzałych) nie wypada uczyć się byle jak. Większość zdała maturę, wielu ukończyło studia, zajmując eksponowane stanowiska. Osobowość obu dyrektorów narzuciła szkolnej społeczności zasadę mierzenia sił na zamiary, a zamiary były ambitne.

W 1970 roku z żalem pożegnaliśmy odchodzące na emeryturę Helenę Haas, Janinę Mażewską i Wandę Zagwojską. Młodzież nie mogła się pogodzić z odejściem na stanowisko kierownika internatu Szkoły Mechanizacji Rolnictwa Wojciecha Światłowicza, zdolnego polonisty, lubianego
i cenionego opiekuna Samorządu Uczniowskiego. Do pracy w Technikum Mechanicznym przeniósł się również Mieczysław Tomaszewski – wspaniały wychowawca i lubiany kolega.

Pracę w liceum rozpoczęli w tym roku Włodzimierz Patalas – nauczyciel geografii, Jerzy Błach – nauczyciel fizyki, a z rok później Bożena Jachimowicz – rusycystka, Elżbieta Kowalska – romanistka, Stanisława Jędrych – polonistka. Po roku z radością powitaliśmy Mieczysława Tomaszewskiego, który wrócił do nas, i Grażynę Rasiak – nauczycielkę wychowania muzycznego. Grono pedagogiczne w 1970 roku. 21 Szkoda, że po otrzymaniu mieszkania w rodzinnym Kaliszu odeszli z liceum Janina
i Antoni Olichwerowie (polonistka i rusycysta), którzy przez lata nie zerwali więzi ze szkołą.

Organizacje i koła zainteresowań

W szkole działały organizacje młodzieżowe: Związek Harcerstwa Polskiego, Związek Młodzieży Socjalistycznej, Liga Ochrony Przyrody, Liga Przyjaciół Żołnierza, Polski Czerwony Krzyż, Spółdzielnia Uczniowska, Samorząd Szkolny. Młodzież rozwijała swoje zainteresowania na zajęciach kół: polonistycznego, historycznego, plastycznego, biologicznego, chemicznego, fizycznego, fotograficznego, turystyczno-krajoznawczego, matematycznego, technicznego, SKS. Nad pracą i postawą wychowanków czuwał zespół wychowawczy, w skład którego wchodzili zasłużeni wychowawcy (cztery osoby), opiekunowie ZMS i SU, kierownik internatu oraz aktyw młodzieży (trzech przedstawicieli). Życie szkoły szło harmonijnym trybem: była praca naukowa znaczona laurami olimpijskimi i wykopki w PGR-ach, były pochody pierwszomajowe i szkolne Święta Sportu; świętowano rocznice rewolucji październikowej i urządzano bale kostiumowe. Po szkolnych studniówkach bawiono się na balach absolwentów.

Młodzież pomagała PGR-om w zbiorach ziemniaków.

Szkoła rozśpiewana

Uczniowie garnęli się do muzyki i jej nauczycieli w latach 70. – Józefa Urbańczyka i Grażyny Rasiak. Śpiewem chóralnym i solowym uświetniano święta państwowe i uroczystości szkolne, śpiewano o nauczycielach i dla nauczycieli w Dniu Edukacji Narodowej, wzorem Opola organizowano szkolne festiwale piosenki. W kronice szkoły pod datą 4 grudnia 1969 r. widnieje wpis, że w konkursie wzięło udział 14 solistów, a impreza została w całości przygotowana przez młodzież. W jury, któremu przewodniczył nauczyciel wychowania muzycznego J. Urbańczyk, zasiadała również młodzież. Podkreślono ambitny repertuar i wysoki poziom wykonania.
W tym roku I nagrodę przyznano Joli Kapuśniak, II – Eli Gęstwie, III – Krysi Szanfisz. Leszek Kędzierski otrzymał nagrodę specjalną za własną kompozycję (tekst i muzyka) „Ballady o Baryczy”. W wyniku referendum nagrodę publiczności zdobył Andrzej Cierniewski, absolwent LO z roku 1971, który podobnie jak inna absolwentka – Jadwiga Teresa Stępień – zrobił międzynarodową karierę w dziedzinie wokalistyki. Oboje, śpiewając
w Europie i Ameryce, nie zapomnieli o Miliczu.

Zespół muzyczny klasy IVa – 1974 r.

Śpiew był wpisany w życie szkoły. Ostatnie lekcje abiturientów – młodych
i dorosłych – były takimi wokalno-muzycznymi pożegnaniami
z poszczególnymi nauczycielami. Jak ważna była w tym czasie muzyka, może świadczyć fakt, że wszystkie zarobione na wykopkach pieniądze przeznaczano na wyposażenie szkolnego zespołu muzycznego. Harmonia Aleksandra Zawadzkiego, podarowana szkole przez jego żonę, stała się zaczątkiem późniejszego profesjonalnego sprzętu muzycznego.

Rekordy

Aktywne życie to również sport, na który udawało się wygospodarować czas. Przykład szedł z góry. Dobiegający sześćdziesiątki ówczesny inspektor – Tadeusz Staniecki – był dobrym siatkarzem, podobnie jak wielu nauczycieli. W zorganizowanych w 1971 r. przez ZNP rozgrywkach w piłce siatkowej obie drużyny LO – żeńska i męska – odniosły sukcesy.

Nauczyciele przyjmują gratulacje za zajęcie I miejsca w turnieju piłki siatkowej.

O laury w sporcie walczyła młodzież, bijąc ustanowione przez poprzedników rekordy szkoły w różnych dyscyplinach. I tak w roku 1973 Mariola Paszek pobiła rekord w biegu na 200 m, Mariola Wojnicka na
400 m, Izabela Biernat w skoku wzwyż, a Waldemar Szyndrowski w rzucie oszczepem. Rok wcześniej rekord szkoły w skoku wzwyż ustanowiła Izabela Nauczyciele przyjmują gratulacje za zajęcie I miejsca w turnieju piłki siatkowej. 24 Trawińska, Roman Pakiet w biegu na 400 m, a Jan Pawlus
w biegu na 800 m. W roku 1974 J. Pawlus pobił ustanowiony przez siebie rekord w biegu na 800 m. Anna Wójcik ustanowiła rekord w biegu na 800 m dziewcząt, Ryszard Błacha w skoku wzwyż, a Jarosław Parkitny
w trójskoku. W roku 1975 Wiesław Król ustanowił rekord w biegu na 200 m. W parze z rekordami sportowymi szły sukcesy naukowe. Po sukcesie Jerzego Kucharczaka, finalisty XV Olimpiady Matematycznej z roku 1964 r., laury olimpijskie zdobyły dziewczęta: w 1973 r. Krystyna Szmigiel – laureatka II Olimpiady Biologicznej (II miejsce), a w roku 1974 – Teresa Wielebińska – finalistka III Olimpiady Biologicznej.

Powroty

Atmosfera panująca w zielonych murach szkoły przyciąga jej absolwentów, którzy wracają do niej po latach. Niektóre roczniki bardzo często samorzutnie organizują swoje zjazdy jubileuszowe. Tak jest na przykład
z absolwentami z roku 1969, wśród których jest wiele postaci znaczących
w życiu Milicza, kraju czy zagranicy. To oni ufundowali naukowe stypendium imienia prof. Łucji Skibińskiej dla najlepszego absolwenta, promują nasze miasto w świecie, a przede wszystkim – wracają, jak to miało miejsce w 30 lat po ukończeniu szkoły.

w Działania

Międzynarodowe Stypendium im. Łucji Skibińskiej

Podczas jubileuszu 50-lecia I Liceum Ogólnokształcącego w 1995 roku grupa absolwentów zamieszkałych za granicą podjęła decyzje o utworzeniu prywatnego stypendium dla najlepszego absolwenta
I Liceum Ogólnokształcącego.

Patronką tej szczególnej nagrody fundatorzy uczynili panią profesor Łucję Skibińską. Byli uczniowie chcieli poprzez tę prestiżowa nagrodę oddać hołd swojej nauczycielce, której praca pedagogiczna miała wielki wpływ na kształtowanie ich charakterów i osiągnięcie życiowych sukcesów.

Celem Międzynarodowego stypendium im. prof. Łucji Skibińskiej jest ułatwienie startu na wyższym szczeblu edukacji wybitnym absolwentom I Liceum Ogólnokształcącego.

Laureatów wyłania Komitet Stypendialny, który tworzą przedstawiciele sponsorów, dyrektor szkoły, reprezentant rady pedagogicznej i rady rodziców. Do 2004 roku przewodniczącą Komitetu była pani profesor Łucja Skibińska, która miała decydujący głos w wyłonieniu stypendysty.

Przyznając stypendium, bierze się pod uwagę przede wszystkim średnią ocen na  świadectwie ukończenia szkoły, wyniki uzyskane na egzaminie maturalnym, osiągnięcia na olimpiadach i konkursach przedmiotowych szczebla okręgowego i centralnego oraz postawę i osobowość kandydata.

Wysokość nagrody to 1000 dolarów amerykańskich, z których połowę laureat otrzymuje wkrótce po wyłonieniu, a drugą część po pozytywnym zaliczeniu I semestru studiów.

Stypendium im. prof. Łucji Skibińskiej stało się symbolem wielkiej wiedzy, wysiłku oraz międzypokoleniowej więzi łączącej absolwentów I Liceum Ogólnokształcącego w Miliczu.

w Miejsca

Gabinet chemiczny

Gabinet chemiczny przez lata był jednym z najczęściej wspominanych miejsc w Zielonej Szkole.

Swoje bogate wyposażenie zawdzięcza czasom przedwojennym. Po wojnie chemii uczył dyrektor Witold Krzyworączka, a po nim wieloletnim gospodarzem tego miejsca został Maksymilian Hanysz. To przed tym gabinetem uczniowie spędzali przerwy w nieopisanej trwodze, wykorzystując każdą minutę na cenne powtórki. Schemat lekcji był zawsze ten sam: najpierw wykładany był nowy materiał, wzbogacony niekiedy ciekawym doświadczeniem. Profesor skrupulatnie dyktował notatkę do zeszytu, a reakcje chemiczne zapisywał na tablicy.

W miarę przebiegu lekcji nerwowość rosła, niektórzy ukradkiem zaglądali do notatek z poprzednich lekcji, jakby łudząc się, że wygrają tę nierówną walkę dzięki pamięci krótkotrwałej. W końcu nadchodził moment, gdy wskazówka zegara bacznie obserwowanego przez uczniów zbliżała się do końca lekcji – zostawało magiczne dziesięć minut, które profesor zawsze przeznaczał na pytanie. Dziesięć najdłuższych minut w życiu każdego licealisty. W tym czasie pan Hanysz potrafił przepytać sześciu, a niekiedy nawet dziewięciu śmiałków! Dwóch rozwiązywało zadania na tablicy, losując karteczki z zadaniami z magicznej koperty, która pamiętali pewnie jeszcze ich rodzice, a jeden odpowiadał ustnie. Jeśli uczeń nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa, wracał do ławki z pałą, a jego miejsce zajmował następny. Grozę owych dziesięciu minut przerywał dopiero dzwonek. Zachęcamy do obejrzenia galerii zdjęć autorstwa Łukasza Gościniaka.

Obecnie gospodarzem tego miejsca jest prof. Marek Ziarko, lubiany przez uczniów za swoje poczucie humoru i ciekawe wykłady. Zapraszamy do wirtualnych odwiedzin.

w Absolwenci, Lata 40. XX w.

Zbigniew Fedus

Jeden z pierwszych uczniów „Zielonego Liceum” (nr. ewidencyjny 230), nauczyciel akademicki, filolog, tłumacz, autor książek, słowników i licznych artykułów. Sybirak, którego młodzieńcze lata związane były z Miliczem i Potasznią.

Zbigniew Fedus urodził się w 3.09.1930 r. w Medwedowcach koło Buczacza i rozpoczął edukację w pobliskich Bertnikach. W 1940 r. wraz z innymi Polakami masowo wywożonymi w głąb ZSRR, trafił na Syberię do Kraju Krasnojarskiego. Na nieludzkiej ziemi ukończył cztery lata syberyjskiej „akademii” – wyższych klas nie było – a potem pracował fizycznie przy odgarnianiu śniegu i rąbaniu drewna. Po powrocie w rodzinne strony – wówczas należące już do Ukrainy – był pomocnikiem szofera i kombajnisty, a nawet szewcem – to wielka szkoła życia dla kilkunastoletniego chłopaka, którą opisuje w książce wspomnieniowej „Syberia wryta w pamięć dziecka” (wydanej przez Instytut Zachodni i Ośrodek „Karta” w 1997 r.).

Zbigniew Fedus po przebytym zapaleniu płuc i tyfusie. Tuleń 1941. Źródło: Wikipedia

Z Syberii do Potaszni

Do Polski 16-letni Zbyszek powrócił wraz z matką i siostrą w 1946 roku i trafił do Chociwla, gdzie odnalazł ich zdemobilizowany z I Armii WP ojciec – zapalony rybak i leśnik. To właśnie ojciec postanowił osiąść ze swoją rodziną w podmilickiej Potaszni, gdzie najął się do pracy w tamtejszym Państwowym Gospodarstwie Rybnym. Fedusowie zamieszkali w rybakówce, gdzie młody Zbyszek spędził najpiękniejsze lata swego – jakże okrutnie odmienionego przez wojnę – dzieciństwa i wczesnej młodości. Początkowe rozdziały wydanej w 2015 r. drugiej części jego wspomnień pt. „Rodzinne korzenie – z Sybiru na Dolny Śląsk” to niezwykle cenny materiał dla każdego, kto interesuje się powojennymi losami Milicza, szczególnie milickiego liceum – opisy pierwszych nauczycieli, organizacji nauczania w splądrowanym przez Rosjan budynku dawnej szkoły, która przez wojenne lata stała się szpitalem polowym, życia w internacie…

Książka Zbigniewa Fedusa to również ciekawy materiał dla badaczy historii nadbaryckiego rybactwa, gdyż ojciec autora zarządzał prawie 600-hektarowym obszarem stawów kompleksu Potasznia i organizował powojenną gospodarkę rybacką. Znajdziemy w niej wiele ciekawostek, choćby opisy polowania na kaczki, jakie zorganizowano na stawach specjalnie dla marszałka Rokossowskiego. Jednak znacznie ciekawszą od „czerwonego marszałka” postacią, która regularnie odwiedzała rybakówkę Fedusów, był przyjaciel ojca p. Zbigniewa jeszcze z czasów przedwojennych – Włodzimierz Puchalski, jeden z najwybitniejszych polskich fotografów przyrody, autor książek i filmów przyrodniczych. Młody Zbyszek towarzyszył niejednemu ujęciu kręconego na milickich stawach filmu „Ptasia Wyspa”, a Włodzimierz Puchalski uwiecznił na zdjęciach wiele scen z życia codziennego rodziny Fedusów, które ilustrują tę niezwykłą książkę.

Dorosłość poza Miliczem

Koleje losu sprawiły, że Zbigniew Fedus nie zdawał matury w Miliczu, lecz w Bydgoszczy. Po maturze otrzymał trzyletni nakaz pracy w Liceum Pedagogicznym we Wrocławiu, a potem ukończył Wydział Filologiczny Uniwersytetu Wrocławskiego.

Zbigniew Fedus. Źródło zdjęcia: Strona Stowarzyszenia Dziennikarzy RP – Dolny Śląsk http://dziennikarzerp.eu/

Przez większość zawodowego życia pracował w Studium Języków Obcych AWF we Wrocławiu, którym potem kierował. Był zapalonym leksykografem i aktorem słowników sportowych rosyjsko-polskich, filatelistą, wędkarzem, pisał artykuły do prasy polonijnej. Działał w Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, Związku Sybiraków i Stowarzyszeniu Dziennikarzy RP. Odznaczony m.in. Srebrną i Złotą Odznakę za Zasługi dla Wędkarstwa Polskiego, Brązową Honorową Odznakę Polskiego Związku Filatelistów, Srebrną Odznakę „Zasłużony Działacz Kultury Fizycznej”, Honorową Odznakę Sybiraka, Krzyżem Zesłańców Sybiru, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Był członkiem Polskiego Związku Wędkarskiego, Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Oddział Buczacz, Związku Sybiraków, Stowarzyszenia Dziennikarzy RP. Z milickim liceum pozostawał w kontakcie – na jubileusz Szkoły przesłał wraz z dedykacją powojenną część swoich wspomnień, niestety, stan zdrowia nie pozwolił już pojawić się osobiście. Zmarł 02.03.2017 r.

w Kronika

Pierwsze lata (1945–1950)

Jest lipiec 1945 roku. Do Milicza przyjeżdża organizator pierwszej na naszym terenie szkoły średniej – Stanisław Dąbrowski. Poprzez rozklejone w mieście ogłoszenia informuje, że 1 września 1945 r. zostanie otwarte Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcące w Miliczu z internatem dla uczniów zamiejscowych. Zaczęli zgłaszać się ludzie, których szkolne życiorysy przerwała wojna. Przynosili zachowane dokumenty, zdawali weryfikacyjne egzaminy i znów wrócono dzieciństwo czy młodość 145 osobom z różnych regionów, zwłaszcza dzielnic Polski Wschodniej. Uruchomiono dla nich cztery klasy gimnazjum i dwie liceum. Pierwszą skromną siedzibą szkoły było siedem izb wygospodarowanych w gmachu dawnej Szkoły Podstawowej nr 1. Tam uczniowie przynosili wyszukiwany w mieście sprzęt i pierwsze pomoce naukowe. Czasem były to niemieckie mapy, oklejone polskimi napisami, czasem kilka obcojęzycznych książek, wykorzystanych do nauki języka, zbiory pozostawionych minerałów, preparaty do biologii. 1 września 1945 r. szkoła rozpoczęła pracę.

Pedagodzy

Z różnych stron kraju zgłaszali się nauczyciele i już w październiku wszystkie przedmioty były prowadzone przez specjalistów. W kronikach zachowały się nazwiska: pierwszego dyrektora szkoły, a równocześnie polonisty uczącego również propedeutyki filozofii – Stanisława Dąbrowskiego, polonistki – Klary Dąbrowskiej, nauczycielki języka francuskiego i łaciny – Genowefy Nowickiej, uczącej historii i geografii Czesławy Piesiewicz.

W tym pierwszym ważnym, choć trudnym roku ks. Władysław Żak wykładał nie tylko religię, ale uczył też łaciny i języka niemieckiego, Aleksander Kuszczak – matematyki i fizyki, Adam Konopnicki – biologii oraz chemii; języka rosyjskiego – Maria Jasionowska, zajęć praktycznych – Ludwik Lubczyński, śpiewu kolejno Maria Beinlich i Czesław Głogowski.

W roku następnym przybyli do szkoły nowi nauczyciele. Witold Krzyworączka uczył fizyki i chemii, Helena Haas – geografii i historii, ks. Paweł Boczar – łaciny, a Stefania Miszczak – wychowania fizycznego.
W dokumentach nazwiska tych nauczycieli poprzedzone są tytułami naukowymi profesorów i magistrów. Była to kadra starannie wykształcona przed wojną na uczelniach polskich i zagranicznych, stale doskonaląca nabytą wiedzę. Poziom nauczania był więc ambitnie wysoki. Jak radzili sobie uczniowie? Dobrze, bo już w maju dziewiątka uczniów najstarszej klasy pomyślnie zdała maturę.

Pierwsi-maturzyści-z-nauczycielami-rok-1946

Powojenni uczniowie

Młodzież miała w życiorysach wojenną skazę. Wielu straciło bliskich, przeżyło rozłąkę i wojenną tułaczkę, niektórzy walczyli na wojnie
i w partyzantce, pamiętali koszmar obozów koncentracyjnych. Ale wszyscy chcieli się uczyć, wierząc, że nauka jest teraz bardzo potrzebna, że wolna Polska ucieleśni ich marzenia.

Choć czasem jedynymi spodniami był dar UNRRA, a zdrowie miała przywrócić rozdawana w szkole herbata i łyżka tranu z darów, to współczesna młodzież mogłaby pozazdrościć postawy powojennym uczniom. W kronice tych pionierskich lat pod datą 8 lutego 1947 r. widnieje wpis, że młodzież zebrała 1116 zł i przekazała je na daninę narodową. Gdzie indziej czytamy, że zysk z zabawy szkolnej przekazano na dożywianie młodzieży, że zebrane 6340 zł wzbogaciło konto Odbudowy Warszawy, że grono zebrało 240 zł na opłatek dla wdów i sierot po nauczycielach, że wspólnie (15.05.1947 r.) rozpoczęto hodowlę jedwabników, by zdobyć pieniądze dla szkoły. Nieważne było, że szkoła była przenoszona z lokalu Jedynki do pomieszczeń przy ul. Lagina, że dopiero trzecia przeprowadzka (1947 r.) dała społeczności szkolnej obecny zielony gmach, który – choć zdewastowany przez okres nieużywania – dawał szerokie możliwości.

Była aula ze sceną, więc można było organizować koncerty instrumen- talno-wokalne (dochód na zakup kurtyny), wystawiać sztuki teatralne pisane przez opiekunkę teatru – Klarę Dąbrowską. Społeczność miasta żywo przyjęła inscenizację „Wiesława” K. Brodzińskiego, „Świętoszka” Moliera, „Sądu nad kobietą” czy liczne wieczory poetyckie poświęcone A. Mickiewiczowi, K. Brodzińskiemu, F. Szopenowi, T. Kościuszce, H. Sienkiewiczowi. Tam też świętowano rocznicę powstania ORMO czy Armii Czerwonej. Ogromną pomocą stał się podarowany 26 października 1947 r. przez władze powiatu fortepian koncertowy firmy „Steinway”.

Nie tylko wiedza

Atmosfera wychowawcza nastawiona była nie tylko na zdobywanie rzetelnej wiedzy, ale i kształtowanie postaw otwartych na potrzeby środowiska. Szkoła zaraz po wojnie organizowała kursy dla analfabetów
z Milicza i powiatu, uruchomiła szkolenie dorosłych na poziomie gimnazjum i liceum, włączyła się w życie miasta i okolic. Poświęcony 20 czerwca 1947 r. sztandar szkoły zobowiązywał. Nakazy moralne wypływały w pierwszych latach pracy z etyki katolickiej. Były więc nabożeństwa na rozpoczęcie roku szkolnego, przygotowanie do spowiedzi i I Komunii Świętej, wspólne rekolekcje, udział w misjach św. (1947 r.), kiedy to licealiści nieśli krzyż misyjny, wycieczka do Gniezna w rocznicę śmierci św. Wojciecha, Tydzień Miłosierdzia.

Prężnie działające Liga Morska i harcerstwo organizowały oprawy Święta Pracy, Konstytucji 3 Maja, Dnia Zwycięstwa, Święta Oświaty, Dnia Matki, Święta Spółdzielczości, Tygodnia Inwalidy, powiatowych dożynek, Konkursu Zdrowia, Tygodnia PCK i wielu innych. Były też wynikające z ideologii czasu wieczory przyjaźni polsko-radzieckiej, porządkowanie grobów żołnierzy radzieckich, rocznice bitwy pod Lenino. Za sprawą PCK Milicz przybliżył się do Europy. Cztery lalki w strojach narodowych wysłano do Paryża, a artystycznie rzeźbiony herb Milicza został podarowany angielskiej szkole.

Sport

Być sprawnym do pracy i obrony – to dewiza młodzieży tamtych lat. Dlatego tak masowo garnęła się ona do sportu. Na pożółkłych kartkach pierwszej kroniki widnieje wiele nazwisk wyróżniających się narciarzy: Józefa Mroczkowskiego, Zbigniewa Spasowa, Józefa Bogdanowicza, Franciszka Zajiczka, Stanisława Fiszera i innych. Pasjonaci i zwycięzcy wielu rozgrywek w koszykówce to Bronisław Pokrzycki, Mieczysław Hołówko, Wacław Solecki, Michał Okniański, Władysław Gibasiewicz, Aldek Nader
i wielu innych. Wzorem nauczyciela wychowania fizycznego – Antoniego Kaczmarka – młodzi polubili gimnastykę. W zawodach podokręgowych najlepszy gimnastyk szkoły – Józef Bogdanowicz – zdobył I miejsce zadziwiając jurorów mistrzowskim wykonaniem salta w przód. Ex aequo
I lokatę uzyskał wtedy również Bronisław Pokrzycki, którego atutem, oprócz ćwiczeń obowiązkowych, był skok lotny przez skrzynię wzdłuż. Bardzo popularne były biegi uprawiane masowo na różnych dystansach. Nazwisk utalentowanych biegaczy zachowało się w pamięci tamtych uczniów tak wiele, że wymienienie ich przekroczyłoby ramy tej publikacji.

Harcerstwo

Powstało w szkole już w pierwszych miesiącach nauki. Entuzjaści organizacji – Łucja Skibińska, Jadwiga Kwaśniewska i Józef Plewka – zaszczepili ideę „Bóg, Honor, Ojczyzna” ponad 100 uczniom hufca męskiego i żeńskiego, zorganizowanym w drużynach i zastępach. Być harcerzem, uczestniczyć w zbiórkach, ogniskach, wycieczkach, rajdach, występować
na szkolnych imprezach, nosić strój organizacyjny – było wysokim wyróżnieniem i nobilitacją.

W-powojennych-latach-młodzież-garnęła-się-do-harcerstwo

Pierwsze 5 lat istnienia milickiego liceum naznaczone było wyjątkową osobowością jej dyrektora – Stanisława Dąbrowskiego, wybitnego humanisty, człowieka obdarzonego talentem organizacyjnym
i umiejętnością tworzenia klimatu pracy i wzajemnego zaufania. Dyrektor dobrał i zintegrował grono ludzi szanujących się wzajemnie i darzących się zaufaniem. Nauczyciele spotykali się w pokoju nauczycielskim na pogawędki również w dni wolne od zajęć, rozumieli młodzież, byli dla uczniów wzorem postępowania. W czasie zakończenia roku szkolnego 1949/1950 dyrektor Stanisław Dąbrowski pożegnał się z Miliczem, przenosząc się do pracy w Kuratorium Oświaty we Wrocławiu.

Bronisława Solińska

w Kronika

W niełatwych czasach (1950–1969)

Po wyjeździe z Milicza założyciela i pierwszego dyrektora państwowego gimnazjum i liceum w Miliczu – mgra Stanisława Dąbrowskiego zarządzanie szkołą powierzono Witoldowi Krzyworączce, magistrowi chemii, dotychczasowemu nauczycielowi, człowiekowi o gruntownej wiedzy przyrodniczej i humanistycznej, cechującemu się ogromną kulturą
i wrażliwością na potrzeby drugiego człowieka. Jego zastępcą został energiczny, młody, pełen inicjatywy i zapału do pracy magister wychowania fizycznego – Antoni Kaczmarek. Dyrektor i jego zastępca przez 19 lat tworzyli zgrany duet, dzięki czemu szkoła odniosła wiele sukcesów.
A przyszło im kierować nauczycielami i młodzieżą w niełatwych czasach.

Partia zdecydowanie ingerowała w system oświaty: tzw. czynnik partyjny na egzaminach wstępnych, udział młodzieży w propagandzie socrealizmu, obowiązkowe wycieczki na basen do Łaz w Boże Ciało, kolektywizacja wsi, usunięcie ze szkół religii, przełom październikowy, dyskusje na temat patrona szkoły, wielki szkolny jubileusz, wydarzenia marca 1968 r.
w Warszawie i ich echa w kraju, sprawy lokalnej społeczności. Osobowość dyrektorów pozwoliła szkole ominąć wiele dramatycznych zakrętów,
a młodzieży zrozumieć prawdę o naszych dziejach i zdobyć gruntowną wiedzę.

Kadra pedagogiczna

Nauczyciele pracowali z uczniami na zajęciach sportowych, kołach zainteresowań, wycieczkach, obozach wędrownych. Kadra pedagogów była stabilna. Do pionierów szkoły dołączali młodzi, często absolwenci, którzy wracali po studiach do swego Zielonego Liceum i tu zostawali na całe życie zawodowe.

Kolejne roczniki absolwentów opuszczały mury szkoły. W roku 1950 liceum pożegnało 16 absolwentów, w 1951 – 57, w 1952 – 26, w 1953 – 51, w 1954 – 42, w 1955 – 44, w 1956 – 32, w 1957 – 31, w 1958 – 39, w 1959 – 31, w 1960 – 51, w 1961 – 29, w 1962 – 45, w 1963 – 56, w 1964 – 78, w 1965 – 119, w 1966 – 125, w 1967 – 115, w 1968 – 144, w 1969 – 132 absolwentów.

Szkoła wypełniała się młodzieżą, a później też dziećmi ze szkoły podstawowej, uczącymi się w ramach „11-latki”. W kronice prowadzonej przez Martę i Adama Najsarków pod datą 30 sierpnia 1965 roku widnieje wykaz nauczycieli szkoły podstawowej i liceum ogólnokształcącego. Razem 32 nazwiska. Oto one: W. Krzyworączka, A. Kaczmarek, R. Brzuszek,
J. Czajkowska, D. Erd, L. Grabowski, H. Haas, M. Hanysz, J. Heyduk,
L. Kiełbińska, T. Kiełbiński, Z. Klanowski, M. Kłos, R. Kościelniak,
J. Mażewska, A. Milian, B. Możdżyński, A. Najsarek, M. Krajewska-Najsarek, S. Niewęgłowski, A. Olichwer, J. Olichwer, H. Orlof, T. Pasierb, Ł. Skibińska, B. Solińska, W. Światłowicz, W. Wilkoszewska, M. Tomaszewski, J. Urbańczyk, W. Zagwojska, S. Możdżyńska.

Do szkoły w tym roku uczęszczało 684 uczniów zorganizowanych
w czterech oddziałach klas podstawowych (IV, V, VI, VII) i 19 klasach licealnych (VIIIa–e; IXa–e; Xa–e i XIa–d).

Przodować w nauce

Nauka obejmowała wszystkie przedmioty zalecone przez Ministerstwo Oświaty; młodzież liceum uczyła się m.in. języka rosyjskiego, angielskiego, niemieckiego, łacińskiego. Klasy rywalizowały w ramach współzawodnictwa o tytuł przodującej klasy w nauce i sprawowaniu.
W 1968 r. przechodni proporzec zdobyła kl. Ic (wychowawca M. Krajewska-Najsarek), a w rok później IIb (wychowawca W. Światłowicz). Popularnością cieszyła się też Olimpiada „Disce puer” dla klas przedmaturalnych. W roku 1966 w eliminacjach wojewódzkich Jacek Janicki zdobył wyróżnienie
i nagrodę w postaci wycieczki po kraju. W rok później wśród 380 finalistów z 93 szkół w województwie znaleźli się nasi zwycięzcy eliminacji szkolnych: Kazimierz Barański, Józef Dziechciarz, Janina Dwojak, Jerzy Godula
i Mieczysław Wójcik. Nasza ekipa spisała się znakomicie: Jerzy Godula został laureatem olimpiady i otrzymał w nagrodę wycieczkę po ZSRR,
a Mieczysław Wójcik został wyróżniony, a nagrodą dla niego była wycieczka po kraju.

Koła zainteresowań teatralna rodzina

W czasach, gdy najpopularniejszym pojazdem był rower, młodzi licealiści chętnie uczestniczyli w zajęciach popołudniowych, prowadzonych społecznie przez nauczycieli.

Występowali w szkolnym chórze, uczyli się tańczyć w kółku tanecznym, prężnie działały: koło historyczne „Kasztelania”, koło plastyczne, koło filatelistyczne, koło recytatorskie, koło chemiczne, koło miłośników teatru.
I właśnie słowo „miłośnicy” było najbardziej adekwatne do postawy młodych milickich artystów amatorów, którymi opiekowała się utalentowana animatorka kultury – nauczycielka matematyki, Łucja Skibińska. Potrafiła ona tak porwać i poprowadzić młodzież, że starczało czasu i chęci na wszystko: wyjazdy do teatrów Wrocławia, kilka premier sztuk teatralnych teatru szkolnego w ciągu roku, gdzie licealiści pełnili różne role: aktorów, choreografów, scenarzystów, inspicjentów, operatorów dźwięku (wieczorem nagrywali rechot żab) i światła, suflerów. To była wielka teatralna rodzina zapraszana przez artystów Wrocławia i goszcząca ich w Miliczu.

W tym czasie koło zdobyło I lokatę w turnieju „Młodzież poznaje teatr”,
a w rok później jury wyróżniło recenzję Tomasza Wielickiego pt. „Trzy prawdy Brylla” ze spektaklu E. Brylla, drukując ją w miesięczniku „Odra”.

Mocni, wysportowani

Sport rozpowszechniał dobre imię milickiego liceum, bo przez ten dość długi czas opiekowali się nim nauczyciele entuzjaści. Antoni Kaczmarek
i Ludomira Kiełbińska wyjeżdżali bardzo często z młodzieżą na zawody sportowe, choć wtedy nie płacono diet, a w domu były małe dzieci. Efekty tych postaw były widoczne. Znana była szeroko sekcja gimnastyczek, silne drużyny siatkarskie, a 11-osobowa drużyna piłki ręcznej z LO reprezentowała w 1958 roku województwo wrocławskie na Ogólnopolskiej Spartakiadzie w Łodzi.

Wielkim sukcesem był udział drużyny MKS „Młodzik” Milicz
w rozgrywkach o mistrzostwo II ligi piłki ręcznej 11-osobowej.

Drugoligowa drużyna piłki ręcznej 11-osobowej – 1958 rok.

Co roku młodzież brała udział w marszach jesiennych na 10 km, co roku uroczyście obchodzono Święto Sportu. W 1968 roku zorganizowano imprezę „Mały Meksyk” dla uczczenia Igrzysk Olimpijskich w Meksyku. Impreza miała bardzo staranną oprawę (dekoracja stadionu, flaga, zapalenie znicza, defilada, konkurencje olimpijskie, dyplomy).

Ciekawi świata

Po zajęciach w szkole organizowano wycieczki dydaktyczne w celu zwiedzenia różnych zakładów pracy, muzeów i bibliotek Wrocławia czy Warszawy. Dzięki inicjatywie opiekunki teatru – Ł. Skibińskiej – cała młodzież szkoły jechała dodatkowo podstawionym pociągiem, aby w niedzielę obcować ze sztuką teatralną Wrocławia. W tradycję weszły obozy wędrowne. Co roku podczas wakacji kilkadziesiąt dziewcząt i chłopców przemierzało Polskę z plecakami. Pod opieką nauczycieli, podzieleni na
20-osobowe grupy, pokonywali trud kilkunastu, czasem dwudziestu kilku kilometrów dziennie, poznając swój kraj i wypoczywając czynnie.
W kronice szkoły jest wiele pocztówek z trasy, przysyłanych przez młodzież.

Tradycyjnie jesień była czasem pomocy uczniów przy pracach wykop- kowych. Przez trzy wybrane dni autobusy rozwoziły młodych ludzi i ich opiekunów do okolicznych PGR-ach. Często bolały ręce, ale ile było też radości i śmiechu, niekoniecznie z faktu zbierania ziemniaków.

Sztandar

Sztandar, pieczołowicie przekazywany co roku nowemu pocztowi, towarzyszył młodzieży w chwilach uroczystych. Najwyższą nagrodą dla przodujących uczniów było wybranie ich do pocztu sztandarowego. W roku szkolnym 1968/69 ten honor przypadł Jarosławowi Chołodeckiemu, Krystynie Dobrzańskiej i Marii Majchrzak.

Bronisława Solińska