Kategoria

Lata 90. XX w.

w Lata 90. XX w.

Lata dziewięćdziesiąte

Inauguracja roku szkolnego 1989/1990 odbyła się pod przewodnictwem nowego kierownictwa. Dyrektora Tadeusza Kiełbińskiego zastąpił dyrektor Janusz Blek, którego przez kolejne 10 lat wspierać będzie wicedyrektor Katarzyna Podfigurna.

Jesienią uczniowie wystąpili z petycją o zmianę patrona szkoły. W związku z tym dyrekcja zorganizowała
5 XII 1989 r. spotkanie z dr Edwardem Czapiewskim (Uniwersytet Wrocławski), który wygłosił wykład „A. Zawadzki – jego życie i działalność”. W czerwcu 1990 r. podczas ślubowania, składanego przez absolwentów „słowa: „wierność Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej” zamieniono na „wierność Rzeczpospolitej Polskiej”, a ducha socjalizmu przemianowano na ducha Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Zdecydowanie podnosi się jakość życia (i pracy) – w kronice pojawiają się pierwsze kolorowe zdjęcia, a matura z matematyki przestaje być obowiązkowa.

W roku szkolnym 1990/1991 do szkół wraca religia. Pierwszym katechetą w liceum zostaje ks. Krzysztof Cebula. Tradycją stają się coroczne spotkania świąteczne połączone z łamaniem się opłatkiem. Reaktywowano szkolny chór. Z okazji Dnia Edukacji Narodowej (rok szkolny 1991/1992) wspólne (!) życzenia wystosowali: Prezes Zarządu Oddziału ZNP i Przewodniczący Międzyszkolnej Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” z jednoczesnym zaproszeniem na okolicznościowe msze święte i dopiskiem „Szczęść Boże!”. Z kolejnym rokiem szkolnym, w ramach zajęć lekcyjnych, uczniowie zaczną brać udział w rekolekcjach wielkopostnych. Gospodarka wolnorynkowa wkroczyła także do szkół – rozpoczęła się rywalizacja o pozyskanie uczniów. Rozpoczęto wydawanie informatorów dla kandydatów, pojawiły się klasy autorskie (np. menadżerska). Uczniowie pod opieką nauczycieli zaczęli wydawać gazetkę „Atut” (cena: 4 000 zł), która miała aspiracje więcej niż tylko szkolne. Do kanonu świąt uczniowskich weszły Walentynki.

W roku szkolnym 1993/1994 szkołę odwiedziła grupa absolwentów niemieckiego gimnazjum realnego, które funkcjonowało w budynku liceum do 1945 r. Przewodniczył jej Wielfried Stahr. Wyraził on nadzieję i życzenie, by szkoły z Milicza i Springe (Dolna Saksonia w Niemczech) nawiązały ze sobą współpracę. I tak też się stało. W listopadzie 1994 r. wizytę w Miliczu złożyła grupa uczniów i nauczycieli Otto Hahn Gimnasium w Springe. W marcu 1995 r. grupa milickich nauczycieli i uczniów rewizytowała swych niemieckich przyjaciół. Wymiana trwa do dziś (coroczne wizyty obu grup) i owocuje piękną współpracą, jak również wieloma bliskimi znajomościami.

W 1998 r. odbyły się obchody 70-lecia wmurowania kamienia węgielnego pod gmach obecnego liceum. Wśród zaproszonych gości znaleźli się niemieccy absolwenci gimnazjum, polskie i niemieckiego władze samorządowe, przedstawiciele Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego i Kościoła Rzymskokatolickiego (kard. Gulbinowicz). W roku szkolnym 1995/1996 odbył się Zjazd Absolwentów z okazji 50-lecia szkoły. Po raz pierwszy zorganizowano również prawybory prezydenckie. Od tego czasu w szkole organizuje się wszystkie prawybory (prezydenckie, parlamentarne, samorządowe, europejskie oraz referenda), dziś w ramach projektu „Młodzi Głosują”. W 1999 r. dyrektorem szkoły zostaje Henryka Skrzynecka, wicedyrektorem Sławomir Strzelecki. Szkoła jest już wówczas w zarządzie nowo utworzonego szczebla administracji samorządowej – powiatu milickiego.

w Absolwenci, Lata 90. XX w., Wywiady

Małgorzata Wojciechowska

Aktorka, pedagog, absolwentka I LO (rocznik 2000) i krakowskiej PWST – specjalizacja wokalno-estradowa (2006). Po studiach grała w krakowskich teatrach, w tym w Łaźni Nowej, w Warszawie związana m.in. z teatrem Rampa, obecnie współpracuje z Teatrem Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Jest laureatką i finalistką wielu festiwali
i przeglądów, w tym m.in. Zamkowych Spotkań w Olsztynie, „Pamiętajmy o Osieckiej”, FAMY w Świnoujściu, Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, Festiwalu im. Marka Grechuty „Korowód” w Krakowie, OPPA w Warszawie, Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Studenckiej „Łykend”. Na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu dwukrotnie otrzymała nagrodę Tukan OFF. W 2019 wydała pierwszą autorską płytę pt. „Lubczyk”. Oto, co powiedziała o Zielonym Liceum w wywiadzie w 2012 r.

Jesteś absolwentką Zielonego Liceum. Jak wspominasz swój czas
spędzony w tej szkole?

Moje cztery lata w Zielonym Liceum to bardzo silne i ważne wspomnienie. Trafiłam na świetną klasę, bardzo sympatycznych ludzi, z którymi
dobrze się rozumiałam i za którymi tęsknię. Szkoda, że tak się porozjeżdżaliśmy po Polsce i świecie. Trzeba byłoby wreszcie się zobaczyć, chociaż pewnie nie wszyscy mogliby dotrzeć. Może w Boże Narodzenie?
Dobrze wspominam Duffa Johnstona, naszego native spikera. Bardzo
go lubiłam, a on interesował się sztuką, więc oprócz angielskiego mieliśmy
inny wspólny język. Kontaktowaliśmy się długo, jeszcze dwa lata temu pomagał mi szukać oryginału sztuki teatralnej Athola Fugarda, której
w Polsce nie sposób odnaleźć. Chyba muszę znów do niego napisać. Wszystkich zresztą nauczycieli wspominam bardzo dobrze i z sentymentem – pisałam kiedyś o tym w felietonie w „Głosie Milicza”: jak bezczelnie wykorzystywaliśmy dobroć i poczucie humoru prof. Süsser, kombinując, by nie pytała nas z polskiego (obchody Międzynarodowego Dnia Polonisty, petycje o litość po osiemnastce kolegi, wniesienie mnie przez kolegów na noszach do sali 13 grudnia i zarządzenie obchodów uroczystej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego), moje ziewanie na fizyce u prof. Strzeleckiego i wieczne jego pobłażanie, oblewanie wodą wychodzących ze szkoły przez kolegów z klasy i czapki nakładane rzeźbie (mieliśmy salę nad głównym wyjściem). Profesor Świątkowska, nasza wychowawczyni, chyba nie miała z nami lekko…

Chciałoby się powiedzieć za wieszczem Staffem: „Bo coś w szaleństwie jest młodości wśród lotu skrzydeł, wichru szumu…”. Młodość to
magia. Czy jest w szkole jakieś miejsce szczególnie Ci bliskie, magiczne?

Zawsze miejscem magicznym będą dla mnie wszystkie biblioteki, więc
i nasza takim w mojej pamięci pozostanie. Ten ciemny korytarzyk do niej
prowadzący już był tajemniczy. Kocham naszą aulę i zakamarki jej niewielkich kulis – to wielka radość, że zakochali się też w nich moi warszawscy uczniowie, których przywiozłam w czerwcu już drugi raz, by zagrali swój spektakl. Kasztan obok boiska za szkołą oby rósł jak najdłużej. Miałam też kilka swoich niezłych kryjówek, ale nie powiem gdzie, niech to zostanie moją słodką tajemnicą.

Wiele osiągnęłaś w dziedzinie artystycznej. Czy już w liceum rozwijałaś swoje artystyczne pasje?


Tak, już w liceum zaczęłam jeździć na festiwale piosenki, przy fortepianie
wspierała mnie wówczas Aleksandra Dębska (w tym czasie Zakrzacka).
W klasie maturalnej wygrałam pierwszy ważny dla mnie festiwal. Zdaje się,
że dużo lekcji wtedy opuściłam… Dlatego bardzo dziękuję za wyrozumiałość profesorów.

Aktor to człowiek, który szczególnie mocno smakuje otaczającą go rzeczywistość, a już na pewno pamięta o swoich wrażeniach w kontaktach ze sztuką. Czy jakieś przeżycia artystyczne z czasów licealnych
szczególnie mocno utkwiły Ci w pamięci?

Pewnie! Kółko teatralne prowadzone przez Marka Lisa-Orłowskiego.
Pierwsze moje teatralne szlify, pierwsze spektakle: „Babalanga”
i „Romanca”. Matko, co to były wtedy za emocje! Marek zaprowadził mnie kiedyś na zaplecze teatru Współczesnego we Wrocławiu. To było przeżycie – zobaczyć scenę z drugiej strony.

W Szkole Teatralnej zetknęłaś się z wielkimi osobowościami
aktorskimi: Anna Polony, Jerzy Stuhr… Trudno pozostać obojętnym
wobec tak wielkich postaci. Co zadecydowało (lub kto), że będąc tu
w Miliczu, ucząc się w Zielonym Liceum, postanowiłaś zostać aktorką?

Zawsze podkreślam, że zawodu, do którego trzeba mieć powołanie
i predyspozycje, nie wybiera się, szczególnie w przypadku zawodów artystycznych. To zawód wybiera człowieka i tak właśnie aktorstwo upomniało się o mnie. Posłało po mnie delegację Szekspira, Słowackiego, Mickiewicza, Gombrowicza ze wszystkimi ich dziełami dramatycznymi, swoje zrobili Swinarski, Grotowski, Lupa, Jarzyna i ich spektakle, dobili mnie Kieślowski, Campion, Allen, Polański swoimi filmami. I już nie było odwrotu. Zostałam wzięta w słodki jasyr.
A potem, w 1998 r. dostałam drugą nagrodę w finale Ogólnopolskiego
Konkursu Recytatorskiego w kategorii teatru jednego aktora. Jurorki
(Agnieszka Warchulska i Aleksandra Konieczna) wzięły mnie wówczas na
rozmowę i gdy stałam blada i onieśmielona, zapytały, czy chcę zdawać do
szkoły teatralnej. Stanowczo to nakazały, a takie dodanie odwagi bardzo mi
wtedy było potrzebne.


Masz kontakt z młodzieżą, uczysz w XLVI LO w Warszawie.
Czy młodzi ludzie są tacy sami jak wtedy, gdy sama byłaś uczennicą?


Z jednej strony tak – patrzę na nich i przypominam sobie te wszystkie
zakochania, to roztargnienie, epokę odkrywania przywilejów dorosłości,
z czego po osiemnastych urodzinach z dziką zapalczywością się korzysta.
To mnie rozczula i nie pozwala „zapomnieć wołu, jak cielęciem był”.
Z drugiej strony – dobrodziejstwo Internetu zaczyna być przekleństwem.
To bardzo wygodne usiąść przed komputerem i zamiast przeczytać najpiękniejszy list miłosny świata (Tatiany do Oniegina: „Piszę do pana – trzebaż więcej? Na jakież słowa się odważę?…”), można ogłupiać się sformułowaniami na temat pięknej dziewczyny, że „fajna laska z ryja”. Zamiast zorganizować sobie klasowe ognisko, tak jak my mieliśmy w zwyczaju (och, działka sióstr Wesołowskich!), siedzi się na czacie. Bo niby jak pielęgnować przyjaźnie, gdy nie patrzy się sobie w oczy, tylko na dodane przez kolegę zdjęcie na Facebooku. Oczywiście nie wszystkich to dotyczy, ale coraz mniej jest młodych ludzi, którzy z własnej woli sięgają po Dostojewskiego.


Możesz pochwalić się już pewnym dorobkiem artystycznym. Ostatni występ w auli I LO w „Vademecum petenta” Wittlina dał nam okazję,
by podziwiać Twój talent na żywo. Jakie są Twoje plany artystyczne na
najbliższą przyszłość? Czy można Cię gdzieś zobaczyć?

Wraz z Fundacją Centrala 71 zamierzamy kontynuować pracę
w krakowskim teatrze „Łaźnia Nowa”. Gramy tam „Matkę Gyubala Wahazara” (wg Witkacego), zwycięskie przedstawienie z Przeglądu Piosenki Aktorskiej. W listopadzie wezmę też udział w jubileuszowym koncercie Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Autorskiej OPPA w studiu Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego, choć częściej gram raczej kameralne koncerty. A plany? Zaczynam współpracę z wrocławskimi muzykami, więc z koncertami będzie nam pewnie trochę bliżej do Milicza. Chciałabym przygotować z nimi program kolęd jazzowych na początek. I jak tylko Justyna Kowalska (reżyserka) wróci ze stypendium zza oceanu, zamierzam namówić ją na realizację następnego „Vademecum” – Wittlin napisał ich dwadzieścia!


Co chciałabyś przekazać dzisiejszym uczniom naszego licem,
którzy pewnie marzą o tym, by ich życie nie było tuzinkowe.


Po pierwsze: wierzcie w siebie, choćby każdy bałwan świata próbował
wmówić Wam, że jesteście nic nie warci. Po drugie: jesteście młodzi, więc
ufnie patrzcie w przyszłość, ale „nie depczcie przeszłości ołtarzy”, bo wszystko, co mamy, pochodzi od tych, którzy byli przed nami. Po trzecie: jeśli jest w Was pasja, nawet najbardziej oryginalna, róbcie wszystko, żeby ją realizować, nawet wówczas, gdy jakiś człowiek obraża kogoś, mówiąc na przykład: „Ten głupek bawi się w przebieranki, gania w zbroi, macha mieczem”. On nie wie po prostu, że z pasjonata rycerstwa wyrosnąć może wybitny mediewista. Po czwarte: nie Wikipedia, tylko encyklopedia
i słowniki PWN. Raczej nie wierzyłabym anonimowemu internaucie w jego rzetelność i kompetencje, zupełnie jak nie polecałabym korzystania z linku, pod którym Małgorzata Wojciechowska wyjaśnia istotę zasady zachowania pędu – pała murowana! Po piąte: Internet jest przydatny, ale kumpel jest fajniejszy na żywo. I po szóste: czytajcie. Będziecie pięknie mówić, pisać, będziecie wrażliwsi, bogatsi, będzie Wam łatwiej porozumiewać się z innymi i łatwiej innych zrozumieć, mając możliwość poznania tajemnic bohaterów książek. Jak mówi Umberto Eco – czytając książki, żyjesz podwójnie. Obejrzyjcie dostępny na YouTube oscarowy film animowany „The Fantastic Flying Books f Mr. Morris Lessmore”, a zrozumiecie, o co mi chodzi. Czytajcie książki – będziecie mądrzy. I nie gniewajcie się, że zrzędzę jak stara profesorka przy katedrze…

Rozmawiała Alicja Süsser

Źródło: publikacja Moje Zielone Liceum

Zamknij