Monthly Archives

listopad 2020

w Lata 80. XX w., Wydarzenia

Siatkarski sukces dziewcząt

Reprezentacja Szkoły w piłce siatkowej dziewcząt w kwietniu 1988 r. wywalczyła IV miejsce w województwie na zawodach międzyszkolnych. Dziewczęta rozegrały zwycięski mecz z drużyną z Wołowa, niestety uległy szkole sportowej z Trzebnicy. IV miejsce w skali województwa to jednak duży sukces. Trenerką dziewcząt była L. Kiełbińska.

Od lewej stoją: I. Gałka, I. Jóźków, prof. L. Kiełbińska, L. Bienkiewicz, A. Szyndrowska, A. Majewska, M. Brozik, A. Kmiecik, R. Sorokowska, D. Banaszak.
w Bez kategorii, Lata 80. XX w., Wydarzenia

Studniówka 1988

Tradycyjnie 100 dni przed matura odbyła się studniówka. Poloneza prowadzili R. Smażewska i W. Szydłowski. Gości w imieniu uczniów powitała I. Sadrakuła, a w imieniu nauczycieli – B. Solińska. Niespodzianką balu była nie tylko pięknie przystrojona sala czy bogate menu, lecz część artystyczna przygotowana przez maturzystów: M. Bukowskiego, W. Zdobylaka, M. Ziętkiewicza i J. Stepańczaka. Zabawie aż do rana towarzyszył odświętny i serdeczny nastrój.

w Kronika

Szkoła otwarta (1976-1983)


Nowy dyrektor

„Mam poparcie władz, które powierzyły mi kierowanie tą szkołą po przejściu na emeryturę dyrektora A. Kaczmarka” – powiedział
Franciszek Zajiczek na Radzie Pedagogicznej przed rozpoczęciem roku szkolnego 1976/77. „Ale równie ważne jest dla mnie poparcie i zaufanie ludzi, z którymi przyjdzie mi współpracować. Będę się starać, by to zaufanie zdobyć”. I tak się stało, choć początki nie były najkorzystniejsze dla dyrektora z zewnątrz, który musiał poznawać nową szkołę i nowych ludzi. Jednak ogromna kultura osobista, życzliwość dla pracowników, zrozumienie ich problemów, chęć niesienia pomocy szybko zjednały grono do pracy z nowym przełożonym. Franciszek Zajiczek – absolwent Zielonego Liceum z roku 1949, wychowanek polonistki Klary Dąbrowskiej, humanista
i sportowiec – cechował się dużym zaufaniem wobec ludzi. Zaufał swemu zastępcy – Adamowi Najsarkowi – wicedyrektorowi LO o dużym stażu, powierzając mu sprawy dydaktyczne; zaufał nauczycielom, młodzieży
i społeczeństwu Milicza. Od początku jego kadencji kronikę szkolną pisała młodzież – kolejno: Mariola Oleniacz, Małgorzata Ciombor, Maria Gągała, Elżbieta Zawadzka.

Od lewej stoją: T. Kiełbiński, M. Rosik, M. Hanysz, J. Blek, M. Tomaszewski, A. Najsarek, T. Szypa, S. Jedrych, J. Dąbrowska, F. Zajiczek, R. Brzuszek, B. Panek, E. Stojewska, B. Smolińska, B. Nagel, H. Jaworska.

Szkoła wypiękniała

Dzięki zaradności dyrektora, poparciu władz i rodziców szkoła zmieniała wygląd. Zniknęły płoty oddzielające dziedziniec od ogrodu kwiatowo- -warzywnego, gdzie posadzono rząd srebrnych świerków, setki holenderskich wielkokwiatowych irysów, dziesiątki szkarłatnych róż i drzewko magnolii, rozrastające się do dziś i przypominające dyrektora Zajiczka. Z 200 zakupionych krzewów różanych większość zakwitła na rabatach przed głównym wejściem do gmachu szkoły. Zmieniło się też wnętrze budynku. W kronice zapisano, że przez cztery miesiące roku szkolnego 1976/77 zakupiono cztery telewizory, trzy magnetofony, cztery radia stereo, cztery adaptery, komplet odkurzaczy, 200 krzewów róż, 45 koszy na śmieci, termy i suszarki, wyposażenie dla kółka fotograficznego, wykładziny dywanowe, ubrania ochronne dla 600 osób, miękkie taborety, kalkulatory elektroniczne, akcesoria dla sanitariatów. W pokoju nauczycielskim stare krzesła zastąpiły skórzane fotele.
W następnym roku, 22 maja, odbyło się uroczyste otwarcie Izby Archeologicznej ze zbiorami dawnych znalezisk z Milicza i okolic. Największe wrażenie na zwiedzających wywierał szkielet młodej dziewczyny sprzed 2000 lat.
Generalny remont szkoły zakończył się kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego 1977/78 i dał efekt imponujący. Kolorystyka wnętrza sprzyjała
atmosferze pracy i wypoczynku, duże obrazy studentów WSP dodawały uroku korytarzom, wypieszczona w szczegółach sala audiowizualna stała
się miejscem między innymi wyświetlania filmów na projektorze szkolnym, obsługiwanym przez M. Tomaszewskiego i jego uczniów.

Aula otworzyła podwoje

Ciekawie zestawione kolory ścian, gustowna kurtyna i zasłony nadawały tej największej w Miliczu sali widowiskowej nastrój ciepła, a równocześnie powagi. Dyrekcja udostępniła ją mieszkańcom Milicza. Tu odbywały
się zjazdy Bojowników o Wolność i Demokrację, akademie rocznicowe organizacji politycznych, wojewódzkie zjazdy kombatantów, spotkania z pisarzami, muzykami, plastykami. Imprezy kameralne organizowano w bogato i gustownie wyposażonej harcówce, szczególnie od czasu, gdy drużynowym drużyny szkolnej został Janusz Blek, młody nauczyciel fizyki.

Drużyna wodna

Z inicjatywy J. Bleka 15 październiku 1978 r. powstała w szkole Drużyna Wodna im. M. Zaruskiego. Osobowość założyciela i ciekawe formy działalności zaowocowały szerokim naborem ochotników i sympatyków.
W 1979 r. drużyna otrzymała od LOK-u pierwszy jacht: „Omegę”, który „wodniacy” z dużym nakładem pracy doprowadzili do stanu używalności,
a już w maju drużyna zajęła III miejsce w X Rajdzie Chorągwianym szlakiem II Armii WP. W czasie wakacji „wodniacy” wyjechali na obóz żeglarski do Lginia, zabierając „Omegę” i trzy „Bławatki” – małe jedno- lub dwuosobowe jachty. Pozostało wiele radosnych wspomnień i organizowanie zbiórki surowców wtórnych na zakup sprzętu żeglarskiego. Następne wakacje to obóz na jeziorach mazurskich. W kronice szkoły obok nazwiska J. Bleka są również nazwiska entuzjastów żeglarstwa – Władysława Laskowicza i Piotra Zajiczka.

Dwa teatry

W szkole „od zawsze” istniał teatr amatorski, ale teraz powstał nowy. Koła prowadzone przez Ł. Skibińską i polonistów wystawiały repertuar klasyczny i zdobywały nagrody w konkursie „Młodzież poznaje teatr” (dyplomy w r. 1979 i 1980), a obok nich powstał zespół „Licog”, prowadzony przez A. Najsarka. Premiera (7 kwietnia 1979 r.) została przyjęta z dużym aplauzem. Szereg scenek humorystyczno-satyrycznych ujmowało trafnie aktualne problemy życia kraju i szkoły. Uczniowie – aktorzy tego koła – to Aldona Grzelka, Jola Kustra, Ela Broszko, Iwona Laska, Małgosia Bułynko, Ania Jarosz, Marek Tarka, Maciek Ewertowski, Zbyszek Kucfir, Tadek Hupało, Jola Rudzka, Danka Gawrońska, Bogdan Zawialski, Marek Olejnik i Beata Szuber.

Młodzi dziennikarze

Młodzież tego czasu garnęła się do pracy na rzecz szkoły. Razem
z nauczycielem wychowania technicznego – Antonim Milianem
– zradiofonizowała szkołę, urządziła pomieszczenia szkolnego radiowęzła, gdzie była profesjonalna kabina dla spikerów, miejsce dla techników
i dostarczycieli tekstów – członków szkolnego koła prasowego „Żaczek”. Szefem techników był niestrudzony Mariusz Kowalski, spikerzy zmieniali się, a kierownikami literackimi gazetki i radiowęzła były: Jola Jabłkowska,
Ela Zawadzka, Marylka Gągała i Aldona Grzelka, wspomagane przez ostre pióra Radka Solarza, Wojtka i Andrzeja Orlofów, Romka Wicharego, Grażyny Kuleszy i innych. Były wywiady, sylwetki, koncerty życzeń, aktualności.

Na studniówce – 1979 r.

Festiwale

W tradycję szkoły wrosły festiwale piosenki radzieckiej i francuskiej. Trudno było wybrać najlepszych z dużej liczby zespołów i solistów.
W grudniu 1978 roku jury wyróżniło nowy talent – Adama Szczuraszka, który nie tylko śpiewał i grał, ale też komponował muzykę do tekstów znanych poetów. Na tym festiwalu I miejsce zajęła Jola Żmuda, II miejsce Aneta Gryś, III miejsce Beata Szuber. W rok później I miejsce zdobyła Beata Szuber, II miejsce duet Renata Gamoń i Adam Szczuraszek, III miejsce – duet Małgosia Kaszkowiak i Beata Gągalska. W eliminacjach rejonowych
II miejsce – B. Szuber, III miejsce – R. Gamoń, IV miejsce – M. Kaszkowiak i B. Gągała.

Zawody, olimpiady

Obok konkurencji sportowych, które w liceum cieszyły się zawsze popularnością (piłka siatkowa, lekkoatletyka), z dużym powodzeniem uprawiano też biegi przełajowe. 5 października 1979 r. drużyna naszej szkoły w składzie: D. Zakrzewska, E. Trzcińska, R. Gamoń, B. Szuber, E. Hanysz, J. Marciniak, B. Wieczorek, W. Kunysz, T. Mróz, E. Ostrowska i D. Piotrowska zajęła w zawodach w Oleśnicy II miejsce, kwalifikując się do zawodów wojewódzkich, gdzie zdobyła IV miejsce wśród 11 drużyn. Były też Zimowe Rajdy Wyzwolenia, coroczne Święta Sportu, olimpiady wiedzy o Polsce i świecie współczesnym, zawody zapaśnicze, olimpiady krajoznawcze.

Właśnie w Ogólnopolskim Turnieju Turystyczno-Krajoznawczym w 1982 roku drużyna LO w składzie: Marek Grobelny, Jacek Basak, Grzegorz Górecki znalazła się w finale, a w rok później uzyskała IV miejsce w Polsce. Wywalczyli je w 1983 r. Marek Grobelny, Adam Jaskulski i Witold Kowalski. Nowe rekordy szkoły w pchnięciu kulą ustanowiły Danuta Gdula (1978 r.) i Małgorzata Gągalska (1983 r.). W roku 1982 rekordzistą w pchnięciu kulą chłopców został Mariusz Wieczorek. Dwukrotnie ustanowili rekord w skoku w dal Jarosław Bienkiewicz (1983 r.) i Małgorzata Gągalska (1983 r.). W tym dobrym dla sportu roku najszybciej biegała, bijąc rekord na 400 m, Marzena Chmielkowska.

Sukcesy naukowe

Największym osiągnięciem ucznia zawsze było znalezienie się
w finale naukowych olimpiad przedmiotowych. Laury te zdobyli:
w olimpiadzie biologicznej – Przemysław Palka (1978 r.), Piotr Jakubowski (1980 r.), Iga Palka (1981 r.), Piotr Raubo w olimpiadzie chemicznej (1981
i 1982 r.) i Tadeusz Hupało w olimpiadzie fizycznej (1981 r.). Nagrodami za bardzo wysokie wyniki w nauce było w tym czasie typowanie na wybrane kierunki studiów bez egzaminu wstępnego. W roku 1979 uzyskali je: Wojciech Orlof (architektura), Lilla Wybierała (biologia), Zbigniew Frąckowiak (górnictwo), Barbara Staszewska (studia w ZSRR). W następnym roku wytypowano Alicję Figurę (filologia polska), Lesława Waroczyka (Politechnika Wrocławska), Piotra Jakubowskiego (biologia) i Dorotę Tomczyńską (studia w ZSRR).

w Absolwenci, Lata 50. XX w.

Eugeniusz Nowak

Urodzony w 1933 roku w Pudliszkach, jeszcze przed wojną przeniósł się z rodziną do Szkaradowa, gdzie rodzice – nauczyciele – po wojnie zorganizowali szkołę podstawową. Do Zielonego Liceum uczęszczał w latach 1947-51 w Miliczu, gdzie zrodziła się jego miłość do ornitologii.

Po maturze ukończył studia biologiczne na Uniwersytecie w Gdańsku., ale po roku przeniósł się na Uniwersytet Warszawski, gdzie ukończył studia i rozpoczął prace naukową. Habilitował się z zakresu zoologii i do połowy lat 70. pełnił funkcje docenta na Uniwersytecie Warszawskim. Po wyjeździe do ówczesnego RFN został pracownikiem Federalnego Instytutu Ochrony Przyrody i Ekologii Zwierząt RFN, zrobił międzynarodową karierę naukową, zajmował się problematyką zagrożonych gatunków i międzynarodową ochroną przyrody.

Eugeniusz Nowak jest autorem wielu publikacji, m.in. wydanych w Polsce „Zwierzęta w ekspansji”, Warszawa 1974, „Ludzie nauki w czasach najtrudniejszych”, Poznań 2013, „Ptaki Śląska” 1919 (współautor) oraz wydanej na Zachodzie „Biologists in the Age of Totalitarianism”.

Książka „Ludzie nauki w czasach najtrudniejszych poświęcona jest wpływowi polityki na życie i pracę przyrodników różnych narodowości, żyjących w XX wieku w krajach pod rządami totalitarnymi. Pokazuje, jak wielki, często zgubny wpływ na rozwój nauki wywierać może sytuacja polityczna, oraz jak wielka bywa siła ludzkiego charakteru, która pozwala ocalić osiągnięcia nauki od całkowitego zniszczenia, mimo ekstremalnych okoliczności. Przed polskim, poszerzonym wydaniem, książka ukazała się w Niemczech i Rosji. Polskie wydanie to kilkadziesiąt barwnych historii – od laureatów Nagrody Nobla po zwykłych obserwatorów ptaków.

Poniżej skan artykułu pt. „Ptasznik znad Renu”, jaki o tym wybitnym absolwencie ukazał się w miesięczniku „Perspektywy w 1987 roku.

Źródło: kronika I LO.

w Lata 80. XX w., Wydarzenia

Wycieczka koła teatralnego

Pamiątkowe zdjęcie zrobiono podczas wycieczki koła teatralnego do Szklarskiej Poręby, na którą uczniowie pod opieką prof. M. Hanysza pojechali w nagrodę za pracę w roku szkolnym 1986/87.

Od lewej: M. Paźniewska, M. Kuśnierz, W. Szydłowski, prof. M. Hanysz, G. Urbańczyk,
J. Stepańczak, M. Barszczewski, M. Rzepecka, Paprocka, I. Sadrakuła.
w Wydarzenia

Pożegnanie absolwentów 1987

29 maja odbyło się uroczyste pożegnanie absolwentów klas czwartych. Najlepsi uczniowie klas czwartych otrzymali nagrody, a następnie wychowawcy – klas: prof. Panek, prof. Tomaszewski i prof. Figura wręczyli świadectwa pozostałym uczniom klas czwartych. Mowę pożegnalną w imieniu absolwentów wygłosił A. Rusowicz, wręczając na koniec kwiaty na ręce dyrektora Tadeusza Kiełbińskiego.

w Wywiady

Zygmunt Klanowski

Wieloletni nauczyciel w I Liceum Ogólnokształcącym w Miliczu, absolwent Wydziału Filozoficzno-Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego, współzałożyciel i członek władz Stowarzyszenia Absolwentów I LO w Miliczu. Oto, co opowiedział o sobie w wywiadzie
z 2012 r.

Jak Pan trafił do Milicza i Zielonego Liceum?

Pochodzę z Wielkopolski, z powiatu tureckiego, a do Milicza trafiłem
w 1960 r. Wcześniej byłem kierownikiem Wydziału Kultury w Ząbkowicach
Śląskich. Na przyjazd do Milicza namówił mnie mój profesor pedagogiki
z Uniwersytetu Wrocławskiego i pan Antoni Karczmarek, który był wtedy
zastępcą dyrektora liceum – Witolda Krzyworączki. Pamiętam, że jechałem
pociągiem z Kalisza do Wrocławia, zobaczyłem stację Milicz, przypomniałem sobie o mojej rozmowie z wicedyrektorem i po prostu wysiadłem.

Początkowo miałem pracować w Miliczu przez pół roku w ramach zastępstwa, gdyż rozchorowała się nauczycielka historii, ale tak się stało, że zostałem w tym mieście do dziś. Spodobało mi się miasto, ludzie i dziewczyny – to tu poznałem moją żonę. W LO przepracowałem 13 lat. Początkowo uczyłem historii, ale potem doszło wychowanie plastyczne, wychowanie obywatelskie i nauczanie historii w szkole wieczorowej.

Jakie było milickie liceum w latach sześćdziesiątych?

Panował wyż demograficzny i klasy liczyły 40–44 uczniów nie tylko
z całego powiatu, ale również ze Zdun, Krotoszyna, a nawet Wrocławia
i Warszawy. Liceum miało wysoki poziom i dobry procent przyjęć na
studia wyższe. Program nauczania historii był bardzo przeładowany,
dochodziły sprawy gospodarcze, historia ruchu robotniczego. Podręczniki
były nieciekawe i zawierały ogromny zakres materiału, brakowało pomocy
źródłowych.

W pierwszych latach bardzo trudno było wzbogacić lekcje o historię
regionu, wiadomości o Miliczu; brakowało opracowań, bo były to ziemie
poniemieckie. Dlatego w 1964 r. opracowałem broszurę na temat historii
Milicza, wydaną w niewielkim nakładzie 100 szt., która rozeszła się błyskawicznie. W 1963 roku hucznie obchodzono rocznicę zdobycia pełnoletności przez pokolenie, które urodziło się już tutaj, na Ziemiach Odzyskanych. Pod koniec lat 60. zaczęło się ukazywać sporo map i materiałów na temat tych terenów, a ta wiedza zawsze mnie interesowała.

W wielu wspomnieniach absolwentów pojawia się Pan jako
organizator wycieczek po regionie i założyciel koła historycznego.

W liceum od 1964 r. prowadziłem szkolne koło miłośników regionu
pod nazwą „Kasztelania”. Jego pierwszym przewodniczącym był Waldemar
Wencek, drugim Leszek Dobrzyński. Kilku członków „Kasztelanii”
kontynuowało zainteresowania historyczne na studiach z historii lub nauk
politycznych. Jerzy Juchnowski jest obecnie dziekanem Wydziału Nauk
Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego.

Poznawaliśmy przede wszystkim historię naszego regionu, który jest bardzo bogaty pod względem archeologicznym – są tu grodziska, cmentarzyska i inne obiekty wczesnohistoryczne. Z „Kasztelanią” jeździliśmy w te miejsca, a tak się złożyło, że w tym okresie Instytut Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego prowadził wykopaliska w Miliczu, w Sułowie i Kaszycach Milickich. Pamiętam, że podczas wizyty w Sułowie, gdzie prowadzono wykopaliska, zastaliśmy to miejsce puste – pracownicy byli akurat na obiedzie. Poszedłem ich szukać, a gdy wróciłem, zobaczyłem – o zgrozo – że moi uczniowie wykopali trzy urny grobowe. Urny wzięliśmy ze sobą do Milicza, miałem sporo kłopotów, ale ostatecznie odwiedziłam Wojewódzki Ośrodek Archeologiczno-Konserwatorski i dzięki uprzejmości dyr. Tadeusza Kaletyna pozwolono; aby urny służyły w naszej szkole jako pomoc naukowa.

W Kaszycach Milickich, już za zgodą archeologów, którzy zakończyli badania, wykopaliśmy kilka drobiazgów, które również trafiły do naszych licealnych zbiorów. „Kasztelania” miała swój proporzec,
prowadziła gabinet historyczny, gdzie zorganizowaliśmy wystawę naszych
znalezisk archeologicznych oraz różnych pamiątek przyniesionych na nasz
apel przez uczniów ze strychów i piwnic. Zbiory były niezwykle ciekawe
– znaczki, monety, pamiątki poniemieckie, ale również pamiątki osadników
z Polski Wschodniej. W naszym zamierzeniu zbiory te miały być zaczątkiem
izby regionalnej, a nawet muzeum regionalnego.


Drugą formą działalności „Kasztelanii” stały się wycieczki krajoznawcze.
Wielkim problemem były wtedy środki transportu, dlatego korzystaliśmy
z uprzejmości miejscowych zakładów pracy – jajczarsko-drobiarskich czy
ówczesnej „Zorzy”. Jeździliśmy w weekendy po Dolnym Śląsku – Trzebnica,
Henryków, Lubiąż – ale również szlakiem piastowskim – Poznań, Gniezno,
Głogów. Spaliśmy w stodołach na sianie, u rodziny i znajomych. Jako
wychowawca bałem się odpowiedzialności za młodzież, ale wtedy młodzież
była bardzo zdyscyplinowana.


Poza tym podejmowaliśmy próby wydawnicze – zbieraliśmy stare
pocztówki z przedwojennego Milicza i chcieliśmy je wydać, niestety bez
sukcesu. Na szczęście to hobby znalazło w Miliczu kontynuatorów. Zbiory
„Kasztelanii” po moim odejściu z liceum zniknęły, ale nie chcę tu i teraz
o tym mówić. W latach 70. podjęto starania o przeznaczenie na muzeum
budynku dawnej szkoły zawodowej przy kościele pw. św. Andrzeja Boboli,
trwały rozmowy z Instytutem Archeologii Uniwersytetu Wrocławskiego,
który miało przekazać do muzeum swoje zbiory archeologiczne, ale po roku
1980 projekt upadł i budynek przeznaczono na mieszkania dla nauczycieli.

Zresztą w latach 60., po zakończeniu wykopalisk na milickim Grodzisku,
w Zielonym Liceum funkcjonowała tzw. izba archeologiczna, jednak potem
zbiory wróciły do Wrocławia. Podobna ekspozycja czasowa była zresztą
w izbie regionalnej prowadzonej przez Aleksandra Kowalskiego.


Czy ówcześni licealiści różnili się od obecnych?


W tamtych czasach uczniowie obowiązkowo nosili tarcze i mundurki. Nie do pomyślenia było, by uczeń chodził po mieście po godz. 20:00.
Wieczorne seanse w kinie były owocem zakazanym. Nie stwierdzaliśmy
przypadków pijaństwa i używania narkotyków, choć uczniowie popalali papierosy. Była to bardzo zdyscyplinowana, a zarazem fajna i głodna wiedzy młodzież, choć zdarzały się sytuacje, które z pozoru przeczą tej tezie. Aby zainteresować bardziej młodzież historią, wpadłem na pomysł popularyzacji czytelnictwa książek historycznych popularnonaukowych. W porozumieniu z bibliotekarką zgromadziliśmy kilkanaście książek dostosowanych tematyką do programów nauczania. Uczniowie w każdym semestrze musieli wykazać się krótką relacją z tej lektury w zaszycie przedmiotowym. Okazało się jednak, że wielu uczniów odpisywało od kolegów relacje i wybierało najcieńsze książki. Jako nauczyciela spotkało mnie wiec niepowodzenie i musiałem się z tym pogodzić.

Jak wyglądały relacje między uczniami a gronem pedagogicznym?


Moim zdaniem nauczyciele bardziej interesowali się młodzieżą, nie
tylko w szkole. Odwiedzaliśmy także uczniów w domach, szczególnie tych
dojeżdżających, sprawdzając ich warunki bytowe, możliwości dojazdu do
szkoły itp. Inne kłopoty były z dziećmi ze środowiska ludzi wykształconych,
a inne środowiska wiejskiego. Ale uczniowie ze wsi, mimo braków w edukacji, byli bardzo ambitni i często przeganiali mieszczuchów. Każdy nauczyciel prowadził kółko zainteresowań, bardzo egzekwowano powinności ucznia, reagowano na łamanie regulaminu również po zajęciach lekcyjnych.

Wychowawca był odpowiedzialny za swoją klasę. Moim wychowankiem
i starostą klasy był Edmund Bienkiewicz, który już wtedy miał duże poważanie, ale ja jako wychowawca miałem do niego czasem uwagi, bo Edek krył często winnych i w przypadku jakiejś mniejszej lub większej „afery” potrafił wyegzekwować wszystko od kolegów i ja właściwie nie musiałem na nic reagować. Każdy wychowawca bronił swoich wychowanków, szczególnie na radzie pedagogicznej. Starsze pokolenie nauczycieli z trudem akceptowało nowoczesne zachowania uczniów i aktualną modę. My, młodsi stażem, wstawialiśmy się za uczniami u przedwojennych nauczycieli, bo przecież świat szedł do przodu.

To były czasy PRL-u, już nie stalinizmu, ale wiele faktów i problemów
dotyczących naszej historii było pomijanych w procesie nauczania. Czy uczniowie zadawali Panu trudne pytania?

Jest takie przysłowie: „Historia vitae magistra” (historia nauczycielką
życia), ale niekiedy rozmija się ono z rzeczywistością. Jest też przysłowie,
że historia lubi się powtarzać. W rozumieniu i popularyzowaniu historii
były i są białe plamy. Ówczesny program nauczania był tak skonstruowany,
że musiałem na lekcjach gnać z omawianiem materiału, by zrealizować
założenia programu. Ale były rozmowy, pytania bardziej zainteresowanych
uczniów, którzy chcieli rozszerzyć wiedzę podręcznikową. Wiele trudnych
problemów omawialiśmy na kole historycznym. Starałem się uczyć faktów
i ocenę pozostawiałem uczniom, gdyż zdawałem sobie sprawę, że wiedzę
o niektórych wydarzeniach mieli również z innych źródeł – od kolegów,
rodziny i znajomych.


W podręczniku była przesadna ilość materiału dotyczącego spraw społecznych i ruchu robotniczego. Tzw. białe plamy – np. Katyń – były programowo pomijane. O 11 listopada mogliśmy mówić i nauczać, ale nie mogliśmy świętować tego dnia jako Święta Niepodległości, choć jednego roku zorganizowaliśmy spotkanie „Kasztelanii”, na którym śpiewaliśmy pieśni legionowe i omawialiśmy materiały z tego okresu. Już po pierwszych maturach okazało się, że musiałem zrewidować swoje podejście do programu nauczania historii. Dlatego orientując się w poziomie wiedzy uczniów i ich zainteresowaniach, starałem się wymagać od słabszych uczniów bardziej faktów i wydarzeń, a tylko od zdolnych umiejętności ich oceny.

Niepokojące są dla mnie informacje o cięciach w obecnym programie
nauczania godzin lekcji historii oraz rezygnacji z nauczania dziejów współczesnych. Jak widać, nadchodzą czasy, że uczniowie zainteresowani historią będą musieli się jej uczyć – jak wtedy, za czasów PRL-u – w dużej mierze we własnym zakresie.
Źródło: Publikacja Moje Zielone Liceum, rozmawiała
Magdalena Fortuniak