Monthly Archives

listopad 2020

w Absolwenci, Lata 90. XX w., Wywiady

Małgorzata Wojciechowska

Aktorka, pedagog, absolwentka I LO (rocznik 2000) i krakowskiej PWST – specjalizacja wokalno-estradowa (2006). Po studiach grała w krakowskich teatrach, w tym w Łaźni Nowej, w Warszawie związana m.in. z teatrem Rampa, obecnie współpracuje z Teatrem Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Jest laureatką i finalistką wielu festiwali
i przeglądów, w tym m.in. Zamkowych Spotkań w Olsztynie, „Pamiętajmy o Osieckiej”, FAMY w Świnoujściu, Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, Festiwalu im. Marka Grechuty „Korowód” w Krakowie, OPPA w Warszawie, Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Studenckiej „Łykend”. Na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu dwukrotnie otrzymała nagrodę Tukan OFF. W 2019 wydała pierwszą autorską płytę pt. „Lubczyk”. Oto, co powiedziała o Zielonym Liceum w wywiadzie w 2012 r.

Jesteś absolwentką Zielonego Liceum. Jak wspominasz swój czas
spędzony w tej szkole?

Moje cztery lata w Zielonym Liceum to bardzo silne i ważne wspomnienie. Trafiłam na świetną klasę, bardzo sympatycznych ludzi, z którymi
dobrze się rozumiałam i za którymi tęsknię. Szkoda, że tak się porozjeżdżaliśmy po Polsce i świecie. Trzeba byłoby wreszcie się zobaczyć, chociaż pewnie nie wszyscy mogliby dotrzeć. Może w Boże Narodzenie?
Dobrze wspominam Duffa Johnstona, naszego native spikera. Bardzo
go lubiłam, a on interesował się sztuką, więc oprócz angielskiego mieliśmy
inny wspólny język. Kontaktowaliśmy się długo, jeszcze dwa lata temu pomagał mi szukać oryginału sztuki teatralnej Athola Fugarda, której
w Polsce nie sposób odnaleźć. Chyba muszę znów do niego napisać. Wszystkich zresztą nauczycieli wspominam bardzo dobrze i z sentymentem – pisałam kiedyś o tym w felietonie w „Głosie Milicza”: jak bezczelnie wykorzystywaliśmy dobroć i poczucie humoru prof. Süsser, kombinując, by nie pytała nas z polskiego (obchody Międzynarodowego Dnia Polonisty, petycje o litość po osiemnastce kolegi, wniesienie mnie przez kolegów na noszach do sali 13 grudnia i zarządzenie obchodów uroczystej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego), moje ziewanie na fizyce u prof. Strzeleckiego i wieczne jego pobłażanie, oblewanie wodą wychodzących ze szkoły przez kolegów z klasy i czapki nakładane rzeźbie (mieliśmy salę nad głównym wyjściem). Profesor Świątkowska, nasza wychowawczyni, chyba nie miała z nami lekko…

Chciałoby się powiedzieć za wieszczem Staffem: „Bo coś w szaleństwie jest młodości wśród lotu skrzydeł, wichru szumu…”. Młodość to
magia. Czy jest w szkole jakieś miejsce szczególnie Ci bliskie, magiczne?

Zawsze miejscem magicznym będą dla mnie wszystkie biblioteki, więc
i nasza takim w mojej pamięci pozostanie. Ten ciemny korytarzyk do niej
prowadzący już był tajemniczy. Kocham naszą aulę i zakamarki jej niewielkich kulis – to wielka radość, że zakochali się też w nich moi warszawscy uczniowie, których przywiozłam w czerwcu już drugi raz, by zagrali swój spektakl. Kasztan obok boiska za szkołą oby rósł jak najdłużej. Miałam też kilka swoich niezłych kryjówek, ale nie powiem gdzie, niech to zostanie moją słodką tajemnicą.

Wiele osiągnęłaś w dziedzinie artystycznej. Czy już w liceum rozwijałaś swoje artystyczne pasje?


Tak, już w liceum zaczęłam jeździć na festiwale piosenki, przy fortepianie
wspierała mnie wówczas Aleksandra Dębska (w tym czasie Zakrzacka).
W klasie maturalnej wygrałam pierwszy ważny dla mnie festiwal. Zdaje się,
że dużo lekcji wtedy opuściłam… Dlatego bardzo dziękuję za wyrozumiałość profesorów.

Aktor to człowiek, który szczególnie mocno smakuje otaczającą go rzeczywistość, a już na pewno pamięta o swoich wrażeniach w kontaktach ze sztuką. Czy jakieś przeżycia artystyczne z czasów licealnych
szczególnie mocno utkwiły Ci w pamięci?

Pewnie! Kółko teatralne prowadzone przez Marka Lisa-Orłowskiego.
Pierwsze moje teatralne szlify, pierwsze spektakle: „Babalanga”
i „Romanca”. Matko, co to były wtedy za emocje! Marek zaprowadził mnie kiedyś na zaplecze teatru Współczesnego we Wrocławiu. To było przeżycie – zobaczyć scenę z drugiej strony.

W Szkole Teatralnej zetknęłaś się z wielkimi osobowościami
aktorskimi: Anna Polony, Jerzy Stuhr… Trudno pozostać obojętnym
wobec tak wielkich postaci. Co zadecydowało (lub kto), że będąc tu
w Miliczu, ucząc się w Zielonym Liceum, postanowiłaś zostać aktorką?

Zawsze podkreślam, że zawodu, do którego trzeba mieć powołanie
i predyspozycje, nie wybiera się, szczególnie w przypadku zawodów artystycznych. To zawód wybiera człowieka i tak właśnie aktorstwo upomniało się o mnie. Posłało po mnie delegację Szekspira, Słowackiego, Mickiewicza, Gombrowicza ze wszystkimi ich dziełami dramatycznymi, swoje zrobili Swinarski, Grotowski, Lupa, Jarzyna i ich spektakle, dobili mnie Kieślowski, Campion, Allen, Polański swoimi filmami. I już nie było odwrotu. Zostałam wzięta w słodki jasyr.
A potem, w 1998 r. dostałam drugą nagrodę w finale Ogólnopolskiego
Konkursu Recytatorskiego w kategorii teatru jednego aktora. Jurorki
(Agnieszka Warchulska i Aleksandra Konieczna) wzięły mnie wówczas na
rozmowę i gdy stałam blada i onieśmielona, zapytały, czy chcę zdawać do
szkoły teatralnej. Stanowczo to nakazały, a takie dodanie odwagi bardzo mi
wtedy było potrzebne.


Masz kontakt z młodzieżą, uczysz w XLVI LO w Warszawie.
Czy młodzi ludzie są tacy sami jak wtedy, gdy sama byłaś uczennicą?


Z jednej strony tak – patrzę na nich i przypominam sobie te wszystkie
zakochania, to roztargnienie, epokę odkrywania przywilejów dorosłości,
z czego po osiemnastych urodzinach z dziką zapalczywością się korzysta.
To mnie rozczula i nie pozwala „zapomnieć wołu, jak cielęciem był”.
Z drugiej strony – dobrodziejstwo Internetu zaczyna być przekleństwem.
To bardzo wygodne usiąść przed komputerem i zamiast przeczytać najpiękniejszy list miłosny świata (Tatiany do Oniegina: „Piszę do pana – trzebaż więcej? Na jakież słowa się odważę?…”), można ogłupiać się sformułowaniami na temat pięknej dziewczyny, że „fajna laska z ryja”. Zamiast zorganizować sobie klasowe ognisko, tak jak my mieliśmy w zwyczaju (och, działka sióstr Wesołowskich!), siedzi się na czacie. Bo niby jak pielęgnować przyjaźnie, gdy nie patrzy się sobie w oczy, tylko na dodane przez kolegę zdjęcie na Facebooku. Oczywiście nie wszystkich to dotyczy, ale coraz mniej jest młodych ludzi, którzy z własnej woli sięgają po Dostojewskiego.


Możesz pochwalić się już pewnym dorobkiem artystycznym. Ostatni występ w auli I LO w „Vademecum petenta” Wittlina dał nam okazję,
by podziwiać Twój talent na żywo. Jakie są Twoje plany artystyczne na
najbliższą przyszłość? Czy można Cię gdzieś zobaczyć?

Wraz z Fundacją Centrala 71 zamierzamy kontynuować pracę
w krakowskim teatrze „Łaźnia Nowa”. Gramy tam „Matkę Gyubala Wahazara” (wg Witkacego), zwycięskie przedstawienie z Przeglądu Piosenki Aktorskiej. W listopadzie wezmę też udział w jubileuszowym koncercie Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Autorskiej OPPA w studiu Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego, choć częściej gram raczej kameralne koncerty. A plany? Zaczynam współpracę z wrocławskimi muzykami, więc z koncertami będzie nam pewnie trochę bliżej do Milicza. Chciałabym przygotować z nimi program kolęd jazzowych na początek. I jak tylko Justyna Kowalska (reżyserka) wróci ze stypendium zza oceanu, zamierzam namówić ją na realizację następnego „Vademecum” – Wittlin napisał ich dwadzieścia!


Co chciałabyś przekazać dzisiejszym uczniom naszego licem,
którzy pewnie marzą o tym, by ich życie nie było tuzinkowe.


Po pierwsze: wierzcie w siebie, choćby każdy bałwan świata próbował
wmówić Wam, że jesteście nic nie warci. Po drugie: jesteście młodzi, więc
ufnie patrzcie w przyszłość, ale „nie depczcie przeszłości ołtarzy”, bo wszystko, co mamy, pochodzi od tych, którzy byli przed nami. Po trzecie: jeśli jest w Was pasja, nawet najbardziej oryginalna, róbcie wszystko, żeby ją realizować, nawet wówczas, gdy jakiś człowiek obraża kogoś, mówiąc na przykład: „Ten głupek bawi się w przebieranki, gania w zbroi, macha mieczem”. On nie wie po prostu, że z pasjonata rycerstwa wyrosnąć może wybitny mediewista. Po czwarte: nie Wikipedia, tylko encyklopedia
i słowniki PWN. Raczej nie wierzyłabym anonimowemu internaucie w jego rzetelność i kompetencje, zupełnie jak nie polecałabym korzystania z linku, pod którym Małgorzata Wojciechowska wyjaśnia istotę zasady zachowania pędu – pała murowana! Po piąte: Internet jest przydatny, ale kumpel jest fajniejszy na żywo. I po szóste: czytajcie. Będziecie pięknie mówić, pisać, będziecie wrażliwsi, bogatsi, będzie Wam łatwiej porozumiewać się z innymi i łatwiej innych zrozumieć, mając możliwość poznania tajemnic bohaterów książek. Jak mówi Umberto Eco – czytając książki, żyjesz podwójnie. Obejrzyjcie dostępny na YouTube oscarowy film animowany „The Fantastic Flying Books f Mr. Morris Lessmore”, a zrozumiecie, o co mi chodzi. Czytajcie książki – będziecie mądrzy. I nie gniewajcie się, że zrzędzę jak stara profesorka przy katedrze…

Rozmawiała Alicja Süsser

Źródło: publikacja Moje Zielone Liceum

w Absolwenci, Lata 80. XX w., Wywiady

Marek Bukowski

Aktor filmowy i teatralny, reżyser, scenarzysta i producent. Urodzony w 1969 roku w Miliczu, maturę w I LO zdał w 1988 r., a w 1992 r. ukończył PWST w Krakowie. W 1991 r. na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni otrzymał nagrodę za pierwszoplanową rolę męską w filmie Nad rzeką, której nie ma. W 1995 r. uhonorowany nagrodą im. Zbyszka Cybulskiego. W 1993 i 1994 r. nagrodzony Telekamerą w kategorii Aktor za rolę Piotra Gawryły w serialu Na dobre i na złe. Stworzył ciekawe kreacje w filmach: Kawalerskie życie na obczyźnie (1992), Pożegnanie z Marią (1993), Nocne graffiti (1996), w serialu Dom (1996-2000) czy w filmie 1920. Wojna i miłość (2010). Obecnie można oglądać go na ekranie w popularnym serialu Leśniczówka.

Oto, co powiedział o dawnej Szkole w krótkim wywiadzie w 2012 roku:

Czy nauka w I LO miała jakikolwiek wpływ na decyzję o wyborze
szkoły teatralnej i Pana aktorskiej kariery? Jak Pan wspomina tamten
okres w swoim życiu?

Liceum Ogólnokształcące w Miliczu wspominam zawsze jak najlepiej
– to jeden z najszczęśliwszych okresów w moim życiu. Osoby, które spotkałem w tamtym czasie, miały na mnie i moje życiowe wybory ogromny, bardzo pozytywny wpływ. Mam na myśli głównie przyjaźnie
z tamtego okresu – to one mnie ukształtowały.

Oczywiście trudno dziś wymieniać nazwiska kolegów i przyjaciół z liceum, bo byłoby ich bardzo dużo. Często były to naprawdę wielkie przyjaźnie
i bardzo ubolewam, że się urwały. Z perspektywy lat i doświadczeń mogę
z całą pewnością powiedzieć, że byli i na pewno są to wyjątkowi ludzie. Niestety, nie utrzymuję już dziś żadnych kontaktów ze szkolnymi kolegami z LO. W mniejszym stopniu na wybór mojej życiowej drogi mieli wpływ pedagodzy. Z całym szacunkiem dla nauczycieli, nigdy nie lubiłem szkoły w klasycznym rozumieniu, preferowałem raczej to, co działo się między zajęciami lub po nich. Do dziś nie wiem, jakim cudem na maturze zdałem matematykę, i na zawsze pozostanie to dla mnie wielką zagadką. Pamiętam jednak, że byłem supergrzecznym uczniem, zwłaszcza jeśli brać pod uwagę dzisiejsze standardy zachowań młodzieży.

Gdy tak patrzę wstecz, trudno mi powiedzieć, czy już w czasach liceum zdawałem sobie sprawę z tego, jaką wybiorę drogę życiową. Mój aktorski talent, jeśli rzeczywiście takowy posiadam, objawił się zupełnie niespodziewanie dla mnie samego, nie wiadomo dlaczego i kiedy. Czyli jednym słowem: przeznaczenie. Czasy I LO w Miliczu natomiast kojarzą mi się głównie z radykalną zmianą sposobu myślenia o życiu i o planach na nie. To naprawdę był prawdziwy przełom. Dlatego zawsze chętnie wracam myślami do tamtych czasów, a większość wspomnień to wspomnienia bardzo miłe.

Niestety, dzisiaj bardzo rzadko przyjeżdżam do Milicza, głównie po to, by
odwiedzić moją mamę. Cóż, moja praca zawodowa pochłania bardzo dużo
czasu i dlatego nie jestem w rodzinnym mieście tak często, jakbym chciał.

Rozmawiała
Małgorzata Czapczyńska

Źródło: publikacja Moje Zielone Liceum

w Lata 80. XX w., Wydarzenia

Pożegnanie absolwentów 1988 r

Uroczystość pożegnania absolwentów odbyła się 6 czerwca w auli szkolnej. Dokonano symbolicznego przekazania sztandaru uczniom młodszego rocznika.

Za osiągniecia w nauce i prace na rzecz Szkoły nagrodzenie zostali: Grzegorz Połubek, Krzysztof Lombarski, Iwona Sadrakuła, Jolanta Antonijczuk, Ilona Antoszczyszyn, Joanna Łuckowiak, Joanna Filipowiak, Małgorzata Rzepecka, Wioletta Wójciak.

Wychowawcy klas: Halina Świątkowska, Emilia Stojewska i Bronisława Solińska wręczyły świadectwa pozostałym absolwentom. Następnie uczniowie wysłuchali przemówienia dyrektora T. Kiełbińskiego, a w imieniu uczniów absolwentów pożegnała Iwona Korzeniowska, uczennica 3a. Ciekawą cześć artystyczna przygotowały uczennice kl. IIc. W imieniu absolwentów uczniów i nauczycieli pożegnała Iwona Sadrakuła.

w Lata 80. XX w., Wydarzenia

Wiosenna Liga Klas

Z okazji Dnia Harcerza i Dnia Pokoju 29 kwietnia 1988 r. szkolne ZHP , Samorząd Uczniowski oraz SKS zorganizowały ligę klas. Zwyciężyła klasa IIIb, drugie miejsce zajęła Ic, a trzecie IIIc. Rozgrywki odbywały się na stadionie szkolnym, a uczniom kibicowali nauczyciele.

W kronice zachowało się ciekawe zdjęcie ówczesnej kadry pedagogicznej – roześmianej i żartującej z uczniami.

Od lewej: K. Kobusiński, K. Podfigurna, B. Nagel, M. Kluga, D. Waroczyk-Olejnik,
M. Hanysz, T. Szypa.

Dużą atrakcją był mecz pomiędzy nauczycielami a uczniami, w którym 2:1 wygrali uczniowie.

Drużyna nauczycieli: Od lewej: J. Blek, K. Kobusiński, L. Żuber, L. Kiełbińska,
K. Podfigurna, B. Nagel.

w Działania

Miłośnicy teatru, czyli koło teatralne Łucji Skibińskiej

Właśnie słowo „miłośnicy” jest najbardziej adekwatne do postawy młodych milickich artystów amatorów, którymi opiekowała się w latach 60. utalentowana animatorka kultury – nauczycielka matematyki, Łucja Skibińska. Potrafiła ona tak porwać i poprowadzić młodzież, że starczało czasu i chęci na wszystko: wyjazdy do teatrów Wrocławia, kilka premier sztuk teatralnych teatru szkolnego w ciągu roku, gdzie licealiści pełnili różne role: aktorów, choreografów, scenarzystów, inspicjentów, operatorów dźwięku (wieczorem nagrywali rechot żab) i światła, suflerów. To była wielka teatralna rodzina zapraszana przez artystów Wrocławia i goszcząca ich w Miliczu.

W 1968 roku koło zdobyło I lokatę w turnieju „Młodzież poznaje teatr”,
a w rok później jury wyróżniło recenzję Tomasza Wielickiego pt. „Trzy prawdy Brylla” ze spektaklu E. Brylla, drukując ją w miesięczniku „Odra”.

w Lata 60. XX w., Wydarzenia

Zakończenie roku szkolnego 1967/68

Uroczyste zakończenie roku szkolnego odbyło się 23 czerwca 1968 roku. Dyrektor W. Krzyworączka w swoim przemówieniu gratulował uczniom wyników, wręczył świadectwa maturzystom oraz nagrody najlepszym uczniom.

A oto wyniki klasyfikacji rocznej 1967/68:

  • klasy I – liczba uczniów 122, promowanych – 103, egzaminy poprawkowe – 11 pozostało w klasie – 8.
  • klasy X – liczba uczniów – 161, promowanych – 119, egzaminy poprawkowe – 21, pozostało w klasie – 21.
  • Danych na temat maturalnych klas XI nie podano.
Na zdjęciu od prawej strony siedzą profesorowie: Helena Haas, Janina Mażewska, Daniela Erd, Bronisława Solińska, Tadeusz Kiełbiński, Maksymilian Hanysz, Antoni Olichwer, Stanisław Niewęgłowski.