Aktorka, pedagog, absolwentka I LO (rocznik 2000) i krakowskiej PWST – specjalizacja wokalno-estradowa (2006). Po studiach grała w krakowskich teatrach, w tym w Łaźni Nowej, w Warszawie związana m.in. z teatrem Rampa, obecnie współpracuje z Teatrem Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Jest laureatką i finalistką wielu festiwali
i przeglądów, w tym m.in. Zamkowych Spotkań w Olsztynie, „Pamiętajmy o Osieckiej”, FAMY w Świnoujściu, Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, Festiwalu im. Marka Grechuty „Korowód” w Krakowie, OPPA w Warszawie, Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Studenckiej „Łykend”. Na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu dwukrotnie otrzymała nagrodę Tukan OFF. W 2019 wydała pierwszą autorską płytę pt. „Lubczyk”. Oto, co powiedziała o Zielonym Liceum w wywiadzie w 2012 r.

Jesteś absolwentką Zielonego Liceum. Jak wspominasz swój czas
spędzony w tej szkole?

Moje cztery lata w Zielonym Liceum to bardzo silne i ważne wspomnienie. Trafiłam na świetną klasę, bardzo sympatycznych ludzi, z którymi
dobrze się rozumiałam i za którymi tęsknię. Szkoda, że tak się porozjeżdżaliśmy po Polsce i świecie. Trzeba byłoby wreszcie się zobaczyć, chociaż pewnie nie wszyscy mogliby dotrzeć. Może w Boże Narodzenie?
Dobrze wspominam Duffa Johnstona, naszego native spikera. Bardzo
go lubiłam, a on interesował się sztuką, więc oprócz angielskiego mieliśmy
inny wspólny język. Kontaktowaliśmy się długo, jeszcze dwa lata temu pomagał mi szukać oryginału sztuki teatralnej Athola Fugarda, której
w Polsce nie sposób odnaleźć. Chyba muszę znów do niego napisać. Wszystkich zresztą nauczycieli wspominam bardzo dobrze i z sentymentem – pisałam kiedyś o tym w felietonie w „Głosie Milicza”: jak bezczelnie wykorzystywaliśmy dobroć i poczucie humoru prof. Süsser, kombinując, by nie pytała nas z polskiego (obchody Międzynarodowego Dnia Polonisty, petycje o litość po osiemnastce kolegi, wniesienie mnie przez kolegów na noszach do sali 13 grudnia i zarządzenie obchodów uroczystej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego), moje ziewanie na fizyce u prof. Strzeleckiego i wieczne jego pobłażanie, oblewanie wodą wychodzących ze szkoły przez kolegów z klasy i czapki nakładane rzeźbie (mieliśmy salę nad głównym wyjściem). Profesor Świątkowska, nasza wychowawczyni, chyba nie miała z nami lekko…

Chciałoby się powiedzieć za wieszczem Staffem: „Bo coś w szaleństwie jest młodości wśród lotu skrzydeł, wichru szumu…”. Młodość to
magia. Czy jest w szkole jakieś miejsce szczególnie Ci bliskie, magiczne?

Zawsze miejscem magicznym będą dla mnie wszystkie biblioteki, więc
i nasza takim w mojej pamięci pozostanie. Ten ciemny korytarzyk do niej
prowadzący już był tajemniczy. Kocham naszą aulę i zakamarki jej niewielkich kulis – to wielka radość, że zakochali się też w nich moi warszawscy uczniowie, których przywiozłam w czerwcu już drugi raz, by zagrali swój spektakl. Kasztan obok boiska za szkołą oby rósł jak najdłużej. Miałam też kilka swoich niezłych kryjówek, ale nie powiem gdzie, niech to zostanie moją słodką tajemnicą.

Wiele osiągnęłaś w dziedzinie artystycznej. Czy już w liceum rozwijałaś swoje artystyczne pasje?


Tak, już w liceum zaczęłam jeździć na festiwale piosenki, przy fortepianie
wspierała mnie wówczas Aleksandra Dębska (w tym czasie Zakrzacka).
W klasie maturalnej wygrałam pierwszy ważny dla mnie festiwal. Zdaje się,
że dużo lekcji wtedy opuściłam… Dlatego bardzo dziękuję za wyrozumiałość profesorów.

Aktor to człowiek, który szczególnie mocno smakuje otaczającą go rzeczywistość, a już na pewno pamięta o swoich wrażeniach w kontaktach ze sztuką. Czy jakieś przeżycia artystyczne z czasów licealnych
szczególnie mocno utkwiły Ci w pamięci?

Pewnie! Kółko teatralne prowadzone przez Marka Lisa-Orłowskiego.
Pierwsze moje teatralne szlify, pierwsze spektakle: „Babalanga”
i „Romanca”. Matko, co to były wtedy za emocje! Marek zaprowadził mnie kiedyś na zaplecze teatru Współczesnego we Wrocławiu. To było przeżycie – zobaczyć scenę z drugiej strony.

W Szkole Teatralnej zetknęłaś się z wielkimi osobowościami
aktorskimi: Anna Polony, Jerzy Stuhr… Trudno pozostać obojętnym
wobec tak wielkich postaci. Co zadecydowało (lub kto), że będąc tu
w Miliczu, ucząc się w Zielonym Liceum, postanowiłaś zostać aktorką?

Zawsze podkreślam, że zawodu, do którego trzeba mieć powołanie
i predyspozycje, nie wybiera się, szczególnie w przypadku zawodów artystycznych. To zawód wybiera człowieka i tak właśnie aktorstwo upomniało się o mnie. Posłało po mnie delegację Szekspira, Słowackiego, Mickiewicza, Gombrowicza ze wszystkimi ich dziełami dramatycznymi, swoje zrobili Swinarski, Grotowski, Lupa, Jarzyna i ich spektakle, dobili mnie Kieślowski, Campion, Allen, Polański swoimi filmami. I już nie było odwrotu. Zostałam wzięta w słodki jasyr.
A potem, w 1998 r. dostałam drugą nagrodę w finale Ogólnopolskiego
Konkursu Recytatorskiego w kategorii teatru jednego aktora. Jurorki
(Agnieszka Warchulska i Aleksandra Konieczna) wzięły mnie wówczas na
rozmowę i gdy stałam blada i onieśmielona, zapytały, czy chcę zdawać do
szkoły teatralnej. Stanowczo to nakazały, a takie dodanie odwagi bardzo mi
wtedy było potrzebne.


Masz kontakt z młodzieżą, uczysz w XLVI LO w Warszawie.
Czy młodzi ludzie są tacy sami jak wtedy, gdy sama byłaś uczennicą?


Z jednej strony tak – patrzę na nich i przypominam sobie te wszystkie
zakochania, to roztargnienie, epokę odkrywania przywilejów dorosłości,
z czego po osiemnastych urodzinach z dziką zapalczywością się korzysta.
To mnie rozczula i nie pozwala „zapomnieć wołu, jak cielęciem był”.
Z drugiej strony – dobrodziejstwo Internetu zaczyna być przekleństwem.
To bardzo wygodne usiąść przed komputerem i zamiast przeczytać najpiękniejszy list miłosny świata (Tatiany do Oniegina: „Piszę do pana – trzebaż więcej? Na jakież słowa się odważę?…”), można ogłupiać się sformułowaniami na temat pięknej dziewczyny, że „fajna laska z ryja”. Zamiast zorganizować sobie klasowe ognisko, tak jak my mieliśmy w zwyczaju (och, działka sióstr Wesołowskich!), siedzi się na czacie. Bo niby jak pielęgnować przyjaźnie, gdy nie patrzy się sobie w oczy, tylko na dodane przez kolegę zdjęcie na Facebooku. Oczywiście nie wszystkich to dotyczy, ale coraz mniej jest młodych ludzi, którzy z własnej woli sięgają po Dostojewskiego.


Możesz pochwalić się już pewnym dorobkiem artystycznym. Ostatni występ w auli I LO w „Vademecum petenta” Wittlina dał nam okazję,
by podziwiać Twój talent na żywo. Jakie są Twoje plany artystyczne na
najbliższą przyszłość? Czy można Cię gdzieś zobaczyć?

Wraz z Fundacją Centrala 71 zamierzamy kontynuować pracę
w krakowskim teatrze „Łaźnia Nowa”. Gramy tam „Matkę Gyubala Wahazara” (wg Witkacego), zwycięskie przedstawienie z Przeglądu Piosenki Aktorskiej. W listopadzie wezmę też udział w jubileuszowym koncercie Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Autorskiej OPPA w studiu Polskiego Radia im. W. Lutosławskiego, choć częściej gram raczej kameralne koncerty. A plany? Zaczynam współpracę z wrocławskimi muzykami, więc z koncertami będzie nam pewnie trochę bliżej do Milicza. Chciałabym przygotować z nimi program kolęd jazzowych na początek. I jak tylko Justyna Kowalska (reżyserka) wróci ze stypendium zza oceanu, zamierzam namówić ją na realizację następnego „Vademecum” – Wittlin napisał ich dwadzieścia!


Co chciałabyś przekazać dzisiejszym uczniom naszego licem,
którzy pewnie marzą o tym, by ich życie nie było tuzinkowe.


Po pierwsze: wierzcie w siebie, choćby każdy bałwan świata próbował
wmówić Wam, że jesteście nic nie warci. Po drugie: jesteście młodzi, więc
ufnie patrzcie w przyszłość, ale „nie depczcie przeszłości ołtarzy”, bo wszystko, co mamy, pochodzi od tych, którzy byli przed nami. Po trzecie: jeśli jest w Was pasja, nawet najbardziej oryginalna, róbcie wszystko, żeby ją realizować, nawet wówczas, gdy jakiś człowiek obraża kogoś, mówiąc na przykład: „Ten głupek bawi się w przebieranki, gania w zbroi, macha mieczem”. On nie wie po prostu, że z pasjonata rycerstwa wyrosnąć może wybitny mediewista. Po czwarte: nie Wikipedia, tylko encyklopedia
i słowniki PWN. Raczej nie wierzyłabym anonimowemu internaucie w jego rzetelność i kompetencje, zupełnie jak nie polecałabym korzystania z linku, pod którym Małgorzata Wojciechowska wyjaśnia istotę zasady zachowania pędu – pała murowana! Po piąte: Internet jest przydatny, ale kumpel jest fajniejszy na żywo. I po szóste: czytajcie. Będziecie pięknie mówić, pisać, będziecie wrażliwsi, bogatsi, będzie Wam łatwiej porozumiewać się z innymi i łatwiej innych zrozumieć, mając możliwość poznania tajemnic bohaterów książek. Jak mówi Umberto Eco – czytając książki, żyjesz podwójnie. Obejrzyjcie dostępny na YouTube oscarowy film animowany „The Fantastic Flying Books f Mr. Morris Lessmore”, a zrozumiecie, o co mi chodzi. Czytajcie książki – będziecie mądrzy. I nie gniewajcie się, że zrzędzę jak stara profesorka przy katedrze…

Rozmawiała Alicja Süsser

Źródło: publikacja Moje Zielone Liceum