Był piękny lipcowy dzień, w którym miałem wyznaczony termin spotkania z Panem Dyrektorem w sprawie zatrudnienia w charakterze nauczyciela chemii w Liceum Ogólnokształcącym.

Na spotkanie spóźniłem się, dlatego z lękiem w sercu wszedłem do gabinetu, w którym czekał na mnie Pan Dyrektor. Już od drzwi przepraszałem za spóźnienie, opowiadając jak dostałem się do Milicza. Z rodzinnego Wolsztyna do Żmigrodu przyjechałem PKP, następnie kolejką wąskotorową do Milicza (innej możliwości nie było) – stąd moje spóźnienie.

Dyrektor uśmiechnął się, spojrzał na mnie z wyrozumiałością i rzekł: Proszę się nie martwić – porozmawiamy. Przywitał mnie, żartobliwie, wskazując swoją lewą – mówiąc: Jestem Krzywa rączka! Atmosfera zrobiła się bardzo przyjazna – dyrektor rzekł: Ja też jestem chemikiem i cieszę się, że młody człowiek mnie zastąpi.

Długo rozmawialiśmy o moich studiach, pracy dyplomowej i mojej rodzinie. Dyrektor potrafił stworzyć taką atmosferę, że poczułem się nie jak nowicjusz, ale zaprzyjaźniony kolega. Pokazał mi szkołę oraz gabinet chemii, w którym przepracowałem 42 lata.

Dyrektor Krzyworączka był człowiekiem niezwykle empatycznym, pełnym dobroci i życzliwości nie tylko dla nauczycieli, ale także dla administracji, uczniów i rodziców. Był wszechstronnie wykształcony, a mnie, jako młodemu nauczycielowi, imponował niezwykłą wiedzą.

1 września 1964 roku rozpocząłem pracę w LO i od tej pory otaczał mnie swoją życzliwością, pomocą dydaktyczną i cennymi wskazówkami. Już w tym roku powierzył mi nauczanie chemii w klasach maturalnych – matura 1965 r. Dyrektor powiedział: Pamiętaj, chemiku Maksymilianie! Na egzaminie maturalnym bądź wyrozumiały w stosunku do moich uczniów.

Byłem częstym gościem w gabinecie dyrektorskim – traktował mnie jak syna, prowadziliśmy długie rozmowy związane ze szkołą, nauczaniem oraz pomocy uczniom. Miałem szczęście, że spotkałem tak uczciwego, pełnego dobroci i zrozumienia człowieka.

Dyrektor nie miał dobrego zdrowia, miał do mnie zaufanie, powierzał mi takie informacje, które są do dzisiejszego dnia moją tajemnicą. Ubolewam, że odszedł za wcześnie, a przecież pozostało tyle niedokończonych rozmów.

Pozostał w mojej pamięci na zawsze, a dziś paląc znicz na Jego grobie – pozostaję w zadumie dziękując losowi, że mogłem spotkać tak szlachetnego i bezcennego człowieka!

Maksymilian Hanysz

Wspomnienie przekazane za pośrednictwem Jadwigi Teresy Stępień, która tak opisała spotkanie z profesorem:

Dowiedziałam się od Mateńki, że wiele lat temu Pan Profesor i Jego zacna Małżonka Anna Hanysz byli w serdecznej przyjaźni z jednym z pierwszych Dyrektorów naszej Zielonej Szkoły, Panem Witoldem Krzyworączką, którego wychowankami była i moja Mama i jej brat Piotr Łabuz. Poprosiłam, więc Pana Profesora o Jego wspomnienia.

Przez słuchawkę popłynął wzruszony, ciepły głos Profesora. Tak! Z radością któregoś dnia Ci o tej szczególnej więzi opowiem!

Pomimo choroby Pana Profesora, pomimo znanym nam wszystkim obostrzeń, które niesie pandemia, zwłaszcza dla ludzi starszych otrzymałam telefon trzy dni temu od Małżonki: Maksymilian wsiadł na rower i jedzie z Karłowa, na Grota-Roweckiego, aby przekazać Tobie wspomnienie o swoim Mistrzu, Dyrektorze Witoldzie Krzyworączce, pewnie zjawi się za 10 minut!

I tak się stało!

Pierwsza strona rękopisu wspomnień pana prof. M. Hanysza.

Dziś, mam zaszczyt podzielić się Pana Profesora wspomnieniem z Państwem. Ono porusza mocno moje serce, ono wskazuje, jak nasze AUTORYTETY pomagają być wiernym sobie, trwać na straży wartości i uczyć następne pokolenia szacunku nie tylko do z trudem zdobywanej wiedzy, a nade wszystko potwierdzają przekonanie o prawdzie starej jak świat: Mistrz… Autorytet… Uczeń… Respekt!  

Wiele lat zdrowia i szacunku od każdego – nie tylko od wychowanków Panie Profesorze!!!!