Nauczyciel chemii w milickim Liceum w latach 1964-2006, wspominany przez wiele pokoleń uczniowskich. Oto, co powiedział o sobie i pracy
w I LO w wywiadzie z 2012 r.

Jak to się stało, że trafił Pan właśnie do Milicza i do Zielonego
Liceum?

Myśl zostania pedagogiem, nauczycielem, wykluła się w moim
przypadku w ostatnich klasach szkoły podstawowej. Po jej ukończeniu
w 1954 roku rozpocząłem naukę w Państwowym Liceum Pedagogicznym
im. Jana Amosa Komeńskiego w Lesznie. Maturę zdałem w 1959 roku,
następnie rozpocząłem studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Gdańsku
na wydziale Matematyczno-Fizyczno-Chemicznym, kierunek chemia.
Po skończeniu przeze mnie trzeciego roku studiów zlikwidowano stypendia
państwowe i wprowadzono stypendia fundowane. Miałem wybór: Milicz
lub Lublin. Zdecydowałem się na Milicz, gdyż miasto to leży blisko mojej
rodzinnej miejscowości.

Po ukończeniu studiów w 1964 roku zostałem zatrudniony w I Liceum
Ogólnokształcącym w Miliczu jako nauczyciel chemii. Pamiętam pierwsze
spotkanie z dyrektorem Witoldem Krzyworączką, człowiekiem pełnym
dobroci i życzliwości dla uczniów i nauczycieli, starannie i wszechstronnie
wykształconym, o ogromnej kulturze osobistej. Odwiedzam często jego
grób, gdyż żyje on w mojej pamięci i sercu.


Czy pamięta Pan swój pierwszy dzień w pracy, pierwszych uczniów
i kolegów – nauczycieli?


Tak, bardzo dobrze pamiętam. Jako że ukończyłem uczelnię przygotowująca studentów do zawodu nauczycielskiego, czułem ciężar odpowiedzialności. W czasie studiów wpajano nam, że nie ma piękniejszego zawodu ponad zawód nauczyciela, który rozumie swoje powołanie. 1 września 1964 roku to pierwszy dzień mojej pracy, dzień pełen niepokoju i obaw. Przedstawiłem się klasom, omówiłem sprawy organizacyjne, przedstawiłem program nauczania, system wymagań oraz sposoby przyswajania materiału. Nazwiska moich pierwszych uczniów to: Adam Aleksandrowicz, Piotr Dębski, Maria Klejewska, Halina Kołodziejska, Jan Kwiecień, Józef Rosowski, Elżbieta Suchorowska, Kazimierz Wiśniewski, Elżbieta Feliszchowska, Bożena Romańczyk, Marian Stryjski, August Chałupa, Janusz Ziajka, Ewa Jańczak, Zofia Musialska, Waldemar Wencek. Nazwiska pierwszych kolegów – nauczycieli: Witold Krzyworączka, Kazimierz Grabarczuk – nauczyciel matematyki, Tadeusz
Pasierb – nauczyciel fizyki, Adam Najsarek – nauczyciel j. polskiego, Zygmunt Klanowski – nauczyciel historii, Bronisława Kubów – nauczycielka biologii, Helena Haas – nauczycielka geografii, Janina Mażewska – nauczycielka historii, Łucja Skibińska – nauczycielka matematyki, Wojciech Światłowicz – nauczyciel j. polskiego, Bonifacy Możdżyński – nauczyciel przysposobienia obronnego, Bronisława Solińska – nauczycielka j. polskiego, Tadeusz Kiełbiński – nauczyciel matematyki, Daniela Erd – nauczycielka historii, Mieczysław Tomaszewski – nauczyciel fizyki, Roman Brzuszek – nauczyciel j. rosyjskiego.


Zawsze był Pan bardzo wymagającym nauczycielem. Wielu
uczniów dzięki Panu dostało się na wymarzone studia, zdobywało
laury w olimpiadach przedmiotowych i są za to Panu bardzo wdzięczni.
Są też i tacy, którym chemia pewnie do dziś śni się po nocach. Czy przez
te wszystkie lata mógł Pan znaleźć grupę uczniów zainteresowanych
przedmiotem, z którymi dało się współpracować? Kogo szczególnie Pan
wspomina?


Tak, rzeczywiście byłem nauczycielem wymagającym, ale przede wszystkim stawiałem sobie wysokie wymagania. Poprzez przystępne przekazywanie wiedzy teoretycznej i praktycznej uczniowie widzieli sens jej zdobywania. Praca odbywała się nie tylko na lekcjach, ale także na zajęciach popołudniowych, takich jak kółko rozwiązywania zadań rachunkowych, koło laboratoryjne, sesje popularnonaukowe. Uczniowie brali także udział w olimpiadach chemicznych. Do moich wybitnych uczniów zaliczam Piotra Raubo, Marcina Staniewskiego, Macieja Fiuka, Małgorzatę Nowostawską. Wielu uczniów dostało się na wybrane przez siebie kierunki studiów. Stu ośmiu moich uczniów ukończyło studia medyczne. Efekt mojej pracy to dobrze zdawane egzaminy maturalne. Miałem bardzo dobry kontakt z młodzieżą, w mojej pamięci jest wielu moich absolwentów. Nie sposób wymienić wszystkich, oto niektórzy z nich: Grażyna Kurzawka – obecnie magister farmacji, Teresa Nęcka – lekarz laryngolog, Jerzy Juchnowski – profesor politologii, Małgorzata Wojtkiewicz – lekarz stomatolog, Zbigniew Ziajka – przedsiębiorca budowy dróg, Andrzej Cierniewski – piosenkarz, Maria Lorenz – magister farmacji, Grażyna Nowak – lekarz pracujący w szpitalu w Miliczu, Sławomir Stojewski – lekarz pracujący w Krotoszynie, Józef Lorenz – magister farmacji, Marek Kiełbiński – doktor medycyny, hematolog,
Dariusz Kałka – doktor medycyny, Maciej Fiuk– lekarz stomatolog, Agnieszka Wydra – lekarz stomatolog, Robert Zimoch – lekarz medycyny, Adam Jaskulski – lekarz rodzinny.


Przez wiele lat w Zielonym Liceum prowadził Pan spółdzielnię
uczniowską „Zaranie”, funkcjonującą przez ostatnie 2 lata pod nazwą
„Grosik”. Czy był to Pana pomysł?


Na prośbę dyrektora Adama Najsarka 1 września 1968 roku podjąłem się
sprawowania opieki nad prowadzeniem spółdzielni uczniowskiej. Wcześniej pracę tę wykonywała pani prof. Łucja Skibińska. Spółdzielnia uczniowska to głównie sklepik, w którym młodzież zaopatrywała się w artykuły szkolne, słodkie bułki, napoje chłodzące oraz herbatę i mleko. W ramach swoich obowiązków organizowałem kursy prowadzenia odpowiednich ksiąg: księga kasowa, sklepowa i księga różnych, by poprawnie prowadzić i rozliczać sklep. W ostatnim dniu każdego miesiąca był przeprowadzany remanent. Zarobione pieniądze, wprawdzie niewielkie, były przeznaczane na dofinansowanie
wycieczek. Prace w spółdzielni uczniowskiej wykonywałem przez 30 lat, do
31 grudnia 1999 r.


Stał się Pan również organizatorem wycieczek i zimowisk,
a klasy, których był Pan wychowawcą, zawsze mogły liczyć na wiele
atrakcji pozalekcyjnych. Jak Pan wspomina te wycieczki i swoich
wychowanków?


W latach 1969–1971 prowadziłem obozy wędrowne po ziemi dolnośląskiej. Zapamiętałem nazwiska takich uczniów jak: Krystyna Dobrzańska,
Krystyna Siekierska, Anna Tecław. W latach 1978–1982 prowadziłem zimowiska w Jeleniej Górze, Karpaczu i Zachełmiu koło Jeleniej Góry. Był to dla młodzieży aktywny wypoczynek: zabawy na śniegu, wycieczki na Chojnik i Śnieżkę, zwiedzanie Sobieszowa, Szklarskiej Poręby, Karpacza, Jeleniej Góry, Przesieki i Podgórzyna. W czasie deszczu odbywały się dyskoteki. Jako wychowawca klas organizowałem wycieczki do Warszawy, w Bieszczady, w Kotlinę Kłodzką, a także do teatrów, filharmonii i opery. Bardzo dobrze pamiętam biwak w Gołuchowie w 1983 r. Moi ówcześni uczniowie to Robert Seifert, Jarosław Oćwieja, Sławomir Strzelecki, Damian Stachowiak i Grzegorz Dorosz. Byli to uczniowie klasy 4c, klasy biologiczno-chemicznej i matematyczno-fizycznej.


Czy nadal utrzymuje Pan kontakty z uczniami i dawnymi kolegami
z pracy?

Utrzymuję stały kontakt z moją byłą uczennicą Teresą Jaworską, obecnie
Chałupa, która zdawała maturę w 1974 roku. Obecnie mieszka z całą rodziną w Australii, ukończyła anglistykę na Uniwersytecie Wrocławskim. Utrzymuję także kontakt z Jerzym Juchnowskim, który zdawał maturę w 1969 roku, obecnie profesorem na Uniwersytecie Wrocławskim, z Robertem Seifertem, który zdawał maturę w 1986 roku, obecnie lekarz urologiem w Ząbkowicach Śl., ze Sławomirem Strzeleckim (matura 1986), obecnie dyrektor I LO w Miliczu, z Józefem Rosowskim (matura 1965), chirurgiem z Milicza, z Markiem Kiełbińskim (matura 1983), obecnie doktorem medycyny, hematologiem, Krzysztofem Kamalskim (matura 1976), który jest cenionym adwokatem we Wrocławiu i Warszawie, z Adamem Jaskulskim (matura 1985), obecnie moim lekarzem rodzinnym, z Robertem Zimochem (matura 1987), obecnie lekarzem w Miliczu. Otrzymuję przez cały czas kartki z różnymi pozdrowieniami, jak np. od Ludmiły Zań (matura 1991): „Profesora nigdy nie zapomnę, gdyż tak mądrych i fajnych ludzi się nie zapomina”. Przemek Tomaszewski (matura 1991) pisze: „Niezapomnianemu profesorowi jeszcze wielu pokoleń naukowców rzeźbionych codzienną praca w gabinecie chemicznym”. Agnieszka
Wasyliszczak i Magda Wydra w 1991 roku – kartka z Taizé: „W ciemności
idziemy, w ciemności, do źródła Twojego życia, tylko pragnienie jest światłem”. Cezary Tajer, kartka z 1994 r.: „Składam podziękowania za kilka lat bardzo dobrze prowadzonych lekcji chemii, za należyte traktowanie uczniów oraz niewątpliwy talent pedagogiczny. Dziewczyny z klasy 4b, kartka z 1997 roku: „Pragniemy życzyć Panu dużo wytrwałości i hartu ducha, potrzebnych do pomyślnego wykonywania licznych obowiązków. Życzymy, by Pan Bóg obdarzał Pana profesora licznymi łaskami i pozwolił jak najdłużej cieszyć się pełnią życia”.

Jak tak pracowity i obowiązkowy człowiek jak Pan zorganizował sobie czas na emeryturze?

Prawdziwe szczęście polega na zapewnieniu go innym. Zatem jestem
człowiekiem prawdziwie szczęśliwym. Będąc na emeryturze, mam również kontakt z moimi dawnymi kolegami z pracy: z Adamem Najsarkiem,
Romanem Brzuszkiem, Tadeuszem Szypą, Tadeuszem Kiełbińskim, Bronisławą Solińską, Sławomirem Strzeleckim. Liceum Ogólnokształcące
w Miliczu było jedynym moim zakładem pracy, w którym przepracowałem
42 lata, do 31 sierpnia 2006 roku. Od czasu do czasu spotykamy się z kolegami, organizujemy sobie wycieczki rowerowe i spacery, podziwiając piękną polską przyrodę. Mam także kontakt z obecną młodzieżą LO.
W moim mieszkaniu od czasu do czasu prowadzę dyskusje z obecnymi uczniami milickich szkół na tematy chemiczno-ekologiczne.

Rozmawiała Magdalena Fortuniak

Źródło: publikacja Moje Zielone Liceum