Zielona Szkoła – 75 lat istnienia. Ja – wiek 73 lata, 55 lat od matury.
Jestem niemal równolatką Szkoły, a mój jubileusz też niezły… 

A mogło się zdarzyć, że nie wysłaliby mnie do średniej szkoły, bo gospodarstwo i kto będzie pomagał. Kochana mama powiedziała jednak, że skoro dziecko (najmłodsze, jedno z czwórki) chce się uczyć, to niech idzie.
I poszłam – prawie dosłownie, bo autobus kursował raz dziennie.  Egzamin zdany, do Szkoły przyjęli. Trema tak wielka jak Szkoła – ogromny budynek, tylu  uczniów, profesorów!

Ale „prawdziwe miejskie życie” rozpoczęło się, kiedy po pierwszym  okresie ósmej klasy, przyznano mi internat. Wow! Początkowo osiem czy dziesięć dziewczyn  w pokoju, ale co tam! Łazienka skromniuteńka, lecz z bieżącą wodą (nie ze studni) i toaletą  (nie za stodołą). Postęp cywilizacyjny dla mnie niesamowity. No i stołówka, trzy posiłki  dziennie, regularnie w określonych godzinach (co prawda chleb z margaryną – w domu było  masło i często tzw. „guma arabska” – wołowina trudna do przeżucia). Przechodząc do klasy wyżej, przechodziło się też do pokoju z mniejszą liczbą osób, sześć, cztery i w XI klasie – dwie  osoby.

Klasa XI d (matura 1965 r, wychowawca A. Najsarek) z nauczycielem fizyki Mieczysławem Tomaszewskim. Trzy przyjaciółki – Nina, Basia i Lodzia stoją obok siebie poniżej nauczyciela.

I o tym chciałam opowiedzieć. Z Basią U. i Lodzią K. trzymałyśmy się razem od VIII klasy. W klasie XI  Basia zamieszkała w pokoju nr 1 z Haliną K. (dołączyła do nas), a ja z Lodzią obok w p. nr 2.  Byłyśmy zżytą czwórką, wszystkie z kl. XI d. Basia była dla nas autorytetem, Halina miała rodzinę w Miliczu, Lodzi ciocia uczyła w LO biologii, ja właściwie niczym się nie wyróżniałam  poza, zdaniem wychowawcy, cichym mówieniem. Pamiętam tylko, że jeden raz dostałam nagrodę książkową, nie za wyniki w nauce, tylko za pracę społeczną, bo z Lodzią  wypisywałyśmy świadectwa na prośbę dyr. Krzyworączki (miałyśmy chyba ładne charaktery  pisma). 

 Właściwie, to przede wszystkim, ze względu na te dwie kochane dziewczyny Basię i  Lodzię, zdecydowałam się napisać. Po maturze wkrótce urwały się nasze kontakty, jakoś tak nie wszystko wyszło zgodnie z młodzieńczymi planami, każda poszła w swoją stronę. Niestety, kiedy już dojrzałam do tego, by spotkać się z nimi na którymś ze Zjazdów  organizowanych przez Szkołę, okazało się, że jakiś czas temu Basia, a Lodzia jeszcze wcześniej, przeszły zupełnie na inną stronę, na drugą stronę lustra… Bardzo żałuję! 

Od lewej: Lodzia i Nina.

Ja żyję i od wielu lat utrzymuję kontakt z Zieloną Szkołą, będąc członkiem Stowarzyszenia  Absolwentów I LO w Miliczu – repetuję już blisko 15 lat! No cóż – nigdy nie byłam najlepszą  uczennicą! 

Załączam zdjęcie mojej VIII klasy oraz amatorską fotkę Lodzi i mnie tuż przed maturą. 

Janina Drozdowska (obecnie Janina Łozińska)